Uważali, że tylko ich Kościół jest tym prawdziwym. Twierdzili, że tylko ich Biblia głosi prawdziwe słowo Boże. Przekonywali, że tak jak opisywał to Stary Testament – jedyny i wszechmogący Bóg porozumiewał się z nimi za pomocą żyjącego proroka, którego słowa były dla nich najważniejszym drogowskazem. Popełnianie grzechów traktowali niczym najcięższą zbrodnię. Kierowani przez fanatycznego przywódcę, stworzyli swoje własne zasady i kontrowersyjne normy społeczne. Te jednak szybko spotkały się z nieskrywaną wrogością nie tylko większości amerykańskiego społeczeństwa, w którym żyli, ale również ówczesnych władz USA.
Choć sami bardzo wiele wycierpieli – doświadczając ze strony swoich przeciwników zarówno jawnej pogardy, jak i brutalnych prześladowań – Mormoni twierdzili, że zawsze przebaczają swoim wrogom. Na zło mieli odpowiadać czystym dobrem. Na krzywdę – szczerym miłosierdziem. A mimo to w drugiej połowie XIX wieku niektórzy z nich dopuścili się zbrodni tak strasznej, że jeszcze przez długie dziesięciolecia zwykli Amerykanie zadawali sobie pytanie – jak to w ogóle możliwe, że tak bardzo religijni Mormoni zdolni byli do popełnienia takiego czynu.
W zaplanowanym z zimną krwią ataku na karawanę amerykańskich kolonistów – do którego doszło w miejscu zwanym Mountain Meadow w stanie Utah – życie straciło ponad 120 osób, w tym wiele dzieci i kobiet. Rzeź całych rodzin wędrujących na Zachód w poszukiwaniu lepszego życia odbiła się głośnym echem w całym kraju – wywołując interwencję armii Stanów Zjednoczonych, zwaną później „Wojną w Utah”. Choć od samego początku nikt nie miał wątpliwości, kto dopuścił się tej okrutnej zbrodni – Mormoni przez ponad 150 lat próbowali zrzucić odpowiedzialność za masakrę na niewinnych Indian z plemienia Pajutów.