W roku 1933 ponad 6 tysięcy przypadkowych osób zostało aresztowanych na ulicach Moskwy i Leningradu, a następnie wysiedlonych na małą syberyjską wyspę Nazino. Jako „niepożądany element społeczny” mieli ciężko pracować ku chwale Związku Radzieckiego, aby odkupić swoje wszystkie winy. Bez dachu nad głową, bez ciepłej odzieży, bez pożywienia i narzędzi do pracy. Pozostawieni na łasce sadystycznych strażników walczyli o przetrwanie. Nieludzkie warunki życia, desperacja więźniów oraz panujący tam niewyobrażalny głód – to wszystko doprowadziło na wyspie do przerażających aktów barbarzyństwa i kanibalizmu. Tylko jeden człowiek odważył się zbadać pogłoski o tej tragedii, jednak władze ZSRR przez kilkadziesiąt lat robiły wszystko, aby historia wyspy Nazino nigdy nie ujrzała światła dziennego…
Wyspa Nazino zwana była początkowo przez miejscowy lud Ostiaków „wyspą śmierci”. Po wydarzeniach z maja 1933 roku zaczęto na nią mówić „wyspa kanibali”. Gdyby nie jeden człowiek – Wassilij Arseniewicz Wieliczko – instruktor partyjny, propagandzista i korespondent lokalnej gazety w obwodzie Aleksandrowskoje, świat nigdy nie usłyszałby o tym, co wydarzyło się na syberyjskiej wyspie. Prawda o Nazino wyszła na jaw dopiero pod koniec lat 80. XX wieku, gdy Imperium chyliło się już ku upadkowi, a drzwi tajnych archiwów radzieckich otworzyły się dla badaczy i historyków. Kim byli ludzie zesłani na „wyspę kanibali”? I co tak naprawdę stało się z tymi, którzy cudem ocaleli?
OFIARY STALINOWSKIEJ KOLEKTYWIZACJI
Józef Stalin (1878-1953). |
Ponownie zwrócono się w stronę kułaków, czyli zamożnych chłopów posiadających własne gospodarstwa rolne. Zostali oni nazwani „wrogiem klasowym”. Ich majątki skonfiskowano, a ludzi deportowano na Syberię. Następnie podobny terror został skierowany wobec chłopów średniorolnych i małorolnych, których również przesiedlono wraz z całymi rodzinami. To nie rozwiązało jednak problemów kraju. Poczyniono więc wiele starań, by zasoby ludzkie przenieść z sektora rolniczego do przemysłowego. Proces ten nazwano „kolektywizacją”. Niemalże za darmo państwo przejęło od chłopów ogromną część produkcji rolnej. Środki te posłużyły do kontynuowania industrializacji kraju.
Coraz wyższe normy i słabe plony sprawiły, że nastał okres głodu. W znacznej części Związku Radzieckiego brakowało żywności. Ludzie mieszkający na obszarach wiejskich mieli do wyboru dwa wyjścia – umrzeć z głodu lub wyemigrować do miast w poszukiwaniu jakiejkolwiek pracy. W roku 1930 rozpoczęła się masowa emigracja ludności wiejskiej, niespotykana do tej pory na tak wielką skalę. W ciągu następnego roku, swoje rodzinne wsie opuściło ponad 10 milionów osób. Plan Stalina na szybkie uprzemysłowienie Rosji był zagrożony. Dyktator nie miał wątpliwości – wszyscy chłopi byli kontrrewolucjonistami. Ten problem można było rozwiązać tylko w jeden sposób…
POZBYĆ SIĘ „PASOŻYTÓW”
Gienrich Grigorjewicz Jagoda (1891-1938), Pierwszy zastępca przewodniczącego OGPU. To właśnie jemu Stalin zlecił zadanie oczyszczenia miast z „pasożytów”. |
W dniach od 7 do 12 stycznia 1933 roku odbyły się w Moskwie obrady kierownictwa partii Związku Radzieckiego. Stalin stwierdził, że głównym zagrożeniem dla wzorowego socjalizmu są wszelkie dewiacje społeczne oraz coraz wyższa przestępczość w kraju. Aby system zatriumfował, trzeba zniszczyć klasę ludzkich wyzyskiwaczy i „pasożytów społecznych”. „Niepożądany element” miał zniknąć z ulic rosyjskich miast. I to wszelkimi możliwymi sposobami.
Mocą tajnej dyrektywy, podpisanej 22 stycznia 1933 roku, Józef Stalin rozkazał ówczesnemu pierwszemu zastępcy przewodniczącego OGPU (Zjednoczony Państwowy Zarząd Polityczny), Gienrichowi Grigorjewiczowi Jagodzie, powstrzymanie dalszego napływu „elementów społecznie szkodliwych” – głównie z terenów Ukrainy i północnego Kaukazu. Wkrótce na drogach i dworcach pojawiły się specjalne patrole, które przechwytywały wiejskich uciekinierów. Większość zatrzymanych osób zgodziła się dobrowolnie wrócić do swoich rodzinnych domów. Tych, którzy się opierali postanowiono wysłać do pracy na Syberię lub do Kazachstanu. Mieli oni w niedostępnych dotąd rejonach Związku Radzieckiego zakładać nowe osady, budować drogi i przygotowywać nieprzyjazne tereny do dalszej eksploatacji.
Główną rolę w zagospodarowaniu nowych terenów odgrywał Gułag – system obozów pracy przymusowej, w którym więźniami byli zarówno zwykli kryminaliści, jak i osoby uznane przez państwo za „społecznie niepożądane” lub „politycznie szkodliwe”. Do Gułagów trafiły też ofiary „oczyszczania” miast, za które odpowiadał Gienrich Jagoda. Nie tylko bezdomni i zwykli bandyci musieli zniknąć z ulic. Wywożono również byłych carskich urzędników, rentierów, prywatnych handlowców, rzemieślników oraz chłopów, którzy do miast uciekli przed głodem wywołanym kolektywizacją. Jednym słowem – wszyscy ci, których komunistyczne władze określały mianem „pasożytów” i „ludzi zdeklasowanych”.
DROGA BEZ POWROTU
Rozpoczęło się wielkie polowanie na ludzi. Zarząd Polityczny otrzymał od władz normy, które musiał wykonać. Z każdego miasta musiano deportować określoną ilość osób. Efektem tego stały się wielkie uliczne „łapanki”. Każdy mógł zostać zatrzymany i deportowany. Do wiosny 1933 roku aresztowano ponad 800 tysięcy ludzi.
Specjalne patrole przechwytywały uciekinierów z głodujących wsi. Chłopi, którzy się opierali trafiali na Syberię lub do Kazachstanu. |
Kolejną wielką czystkę na moskiewskich i leningradzkich ulicach rosyjskie władze postanowiły przeprowadzić pod koniec kwietnia 1933 roku, przed zbliżającym się „świętem pracy”, przypadającym na dzień 1 maja. Milicja otrzymała zadanie pozbycia się „niepożądanego elementu” w trybie natychmiastowym. Ze swojego zadania wywiązała się nad wyraz skutecznie. 1 maja 1933 roku blisko 6 tysięcy aresztowanych osób zostało skierowanych do obozu przejściowego w Tomsku (ponad 3600 km na wschód od Moskwy), przeznaczonego dla „osadników specjalnych na Syberii”. Stamtąd przewieziono ich 800 km na północ – na wyspę Nazino. Historia o tych wydarzeniach była tak przerażająca, że nigdy miała nie ujrzeć światła dziennego. Tylko nieustępliwa postawa jednego z partyjnych propagandzistów sprawiła, że świat poznał historię Nazino, którą miejscowy lud Ostiaków, przez następne dziesięciolecia, nazywał „wyspą Śmierci” lub „wyspą kanibali”.
WINNI BEZ WINY
Matwiej Dawydowicz Berman (1898-1939). Naczelnik Zarządu komunistycznych obozów koncentracyjnych Gułag NKWD w okresie od czerwca 1932 do sierpnia 1937. |
Przygotowując się do obchodów „święta pracy”, służby odpowiedzialne za oczyszczenie miasta z „elementów wrogich socjalizmowi” otrzymały konkretną normę ilościową. Do obozu w Tomsku trafić miało 6 tysięcy osób. Czas uciekał, więc rozpoczęto akcję kompletowania grupy ludzi objętych przymusową deportacją.
W pierwszej kolejności do transportu skierowano więźniów skazanych wcześniej na karę do 5 lat pracy w obie oraz wyznaczeni przez władze miast „ciężcy kryminaliści”. W rzeczywistości byli to drobni przestępcy, sądzeni głównie za kradzieże i przemyt. Potem zaczęły się aresztowania włóczęgów oraz rozkułaczonych chłopów, którzy po opuszczeniu swoich wiosek nie znaleźli zatrudnienia w miejskich fabrykach. Oni wszyscy nie mieli dokumentów, pozwalających pozostać im na terenie Moskwy i Leningradu.
Posiadanie paszportu, wbrew pozorom, nie uchroniło niektórych ludzi przed aresztowaniem. W pierwszym transporcie do Nazino znalazło się wiele osób, które ten paszport posiadały – o ich losie przesądził tylko fakt braku tego dokumentu przy sobie w momencie kontroli. Zatrzymywano wszystkich bez wyjątku, zarówno wzorowych członków komunistycznej partii, jak i osoby, które w Moskwie i Leningradzie znalazły się jedynie przejazdem. Nazwiska tych nieszczęśników zachowały się w moskiewskim archiwum…
Władimir Nowożyłow, trzykrotny przodownik pracy w moskiewskiej fabryce „Kompriesor” pracował jako kierowca. Miał żonę i dziecko. Cała rodzina była prawidłowo zameldowana w Moskwie. Pewnego dnia wybierał się z żoną do kina. Gdy kobieta przygotowywała się do wyjścia, Władimir wyszedł kupić papierosy. Sklep był niedaleko, więc paszport zostawił w domu. To był błąd – został natychmiast aresztowany i deportowany. Podobny los spotkał Nikołaja Wolkina, członka partii komunistycznej i robotnika w fabryce „Czerwony tkacz”. On również był przodownikiem pracy. Nie miał przy sobie paszportu, gdy szedł na stadion obejrzeć mecz piłkarski. Igor Masłow, członek partii i pracownik miejskiej gazowni organizował w domu imprezę urodzinową, na którą zaprosił swojego szwagra oraz kolegę z pracy. Gdy skończyła im się zakąska, wyszli do sklepu. Wszyscy trzej nie zabrali paszportów. Aresztowani, trafili najpierw do Tomska, potem na wyspę Nazino.
Mapa obwodu tomskiego z zaznaczoną wyspą Nazino. |
Zły los nie oszczędził nawet żony wysoko postawionego oficera wojskowego. Galina Gorgunowa, żona komendanta i rezerwisty z krążownika „Aurora” została aresztowana, gdy przejeżdżała przez Moskwę, w drodze do swojego domu w Leningradzie. Miała paszport i ważny bilet. Była w ciąży. Nie pomogły płacze i tłumaczenia. Czy Galina Gorgunowa straciła swoje dziecko, czy urodziła na wyspie Nazino? Tego już nigdy się nie dowiemy…
DYLEMATY NACZELNIKA CEPKOWA
Wyspa Nazino na fotografii z pierwszej połowy XX wieku. |
Deportowanym natychmiast zarekwirowano wszystkie dokumenty. Niektórym obywatelom udało się jednak je ukryć i zachować. Nie na długo. Wkrótce, pod groźbą pobicia (a nawet śmierci), musieli je oddać zwykłym kryminalistom, którzy wyrywali z dokumentów kartki papieru i robili z nich papierosy.
Pierwszą informację o przybyciu transportu z więźniami do Nazino odebrano w komendanturze Aleksandro-Wachowskaja już w lutym 1933 roku, a więc na 3 miesiące przed planowaną akcją masowych aresztowań. Już wtedy władze radzieckie znały dokładną liczbę osób będących dopiero zatrzymanych. Pierwszy transport miał dotrzeć w lipcu i składać się z kilku tysięcy „elementów zdeklasowanych” z Tomska oraz dwóch tysięcy przymusowych osadników, skazanych za „przestępstwa dyscyplinarne”.
Komendantura Aleksandro-Wachowskaja położona była na północy kraju. Kompletne odludzie nie było nawet w najmniejszym stopniu przygotowane na przyjęcie osób deportowanych. Brakowało wszystkiego. Nawet pracownicy komendantury całą księgowość spisywali na kawałkach kory brzozowej, ponieważ brakowało papieru.
Zachodnie wybrzeże wyspy Nazino. Prawdopodobnie w tym miejscu przybiły do brzegu barki z zesłańcami w roku 1933. |
Wszelkie przygotowania do przyjęcia nowych osadników przymusowych miały się rozpocząć w czerwcu, gdy tylko zacznie się odwilż. Tymczasem już 5 maja naczelnik komendantury Dmitrij Aleksandrowicz Cepkow otrzymał kolejną wiadomość z centrali. Informowała ona, że pierwszy transport przybędzie z Tomska już za kilka dni. Cepkow wpadł w panikę. Szybko zwołano specjalne spotkanie, na którym próbowano rozwiązać problem. Jednak najważniejsze pytania pozostały bez odpowiedzi. Co deportowani będą jeść? Gdzie zamieszkają? Gdzie ich wysłać do pracy?
Cepkow nie otrzymał obiecanej wcześniej listy osób. Spodziewał się jednak, że przybędą najzwyklejsi bandyci. Wszyscy pracownicy komendantury byli zgodni w jednej kwestii – nie można „szkodników społecznych” zakwaterować w pobliżu wioski Nazino. Przypuszczano, że przysłani kryminaliści wywrócą do góry nogami życie lokalnych mieszkańców. Podczas późniejszej komisji śledczej Cepkow zeznał:
„Całe życie pracowałem na wsi. Spanikowałem, kiedy się dowiedziałem, że mam się zająć szkodnikami społecznymi z miast. Nigdy nie byłem w mieście. Wszyscy u nas byli zgodni, co do tego, że nie można takich bandytów wypuścić w pobliżu wioski. Jeśli by do tego doszło, tamci ludzie obróciliby to miejsce w perzynę. Zaczęliby kraść, rabować i mordować mieszkańców.”
Władze sowieckie już wcześniej zadbały o to, aby wyrobić u naczelników odpowiednie zdanie na temat osób deportowanych. W taki sposób niewinni ludzie stawali się nagle najgorszymi kryminalistami i zbrodniarzami. Choć oczywiście i takich ludzi w transportach nie brakowało.
Po krótkich naradach Cepkow wraz ze swoimi zastępcami wybrali miejsce na zakwaterowanie więźniów. Wyspa Nazino znajdowała się na wysokości wioski o tej samej nazwie, po środku rzeki Ob, w syberyjskim okręgu tomskim – około 70 kilometrów od Aleksadrowskoje. Dzika, bagienna wyspa, porośnięta rzadko topolami miała stać się domem dla blisko 5 tysięcy przymusowo deportowanych więźniów. Dla wielu z nich – ostatnim domem…
Współczesny widok brzegu na wyspie Nazino, z widocznym krzyżem upamiętniającym ofiary „czasów bezbożnych”. |
„WYPUŚĆCIE ICH, NIECH SIĘ PASĄ!”
Miejscowy lud syberyjskich Ostiaków, dzisiaj nazywanych Chantami. Fotografia z początku XX wieku. |
Ludzie byli w opłakanym stanie. Jedna trzecia deportowanych nie mogła ustać na własnych nogach. Naczelnik Cepkow był zszokowany:
„Ujrzałem niemal nagich szaleńców. Bez żadnych zapasów. Nie mieli kubków i łyżek. Część z nich nie miała nawet butów. Stali z pustymi rękami.”
Na wyspie nie było żadnych budynków. Mimo przeraźliwego mrozu, skazańcy nie mieli ciepłej odzieży. Nie było również warunków do spania. Brakowało narzędzi do pracy i żywności. Nikt z komendantury nie przejawiał również żadnej chęci pomocy tym ludziom. Nie zrobiono nic, aby w jakikolwiek sposób przystosować Nazino do zamieszkania. Nawet nie próbowano. Po wyładowaniu z barek ostatnich ludzi Cepkow krzyknął do swoich zastępców:
„Wypuście ich, niech się pasą!”
Jedyna rzeczą, jaką lokalne władze zrobiły dla więźniów było przywiezienie dla nich mąki na chleb. Nie było jednak miejsca, w którym można ją było magazynować. Postanowiono więc rozsypać 20 ton mąki na brzegu wyspy. Skazańcy mieli sami sobie piec chleb – nikt jednak nie pomyślał wcześniej o wybudowaniu na wyspie pieców. Zabrano się za to już po przybyciu więźniów. Próbowano budować prymitywne gliniane piece, jednak zmarznięta ziemia skutecznie to uniemożliwiła. Naczelnik Cepkow zdecydował wtedy, że mąka zostanie wydzielana indywidualnie. Doszło do przeraźliwych scen – ludzie zaczęli się nawzajem tratować.
Ostiacy (Chantowie) współcześnie w swoich regionalnych strojach. Pamieć o tragicznych wydarzeniach z Nazino przekazywana jest wśród tych ludzi z pokolenia na pokolenie. |
Kto nie zdążył pobrać swojej porcji od razu, ten mógł nie dostać jej wcale. Dystrybucję mąki przejęli urkowie, czyli znajdujący się wśród więźniów kryminaliści. Od tego momentu, aby otrzymać porcję, trzeba było oddać buty lub część garderoby. Wielu ludzi nie miało już jednak nawet tego…
Rozsypaną na brzegu mąkę szybko przykrył padający śnieg. W taki sposób skończyły się jedyne zapasy pożywienia, znajdujące się na Nazino. W oczy więźniów zajrzał potworny głód, a w głowach pojawiły się najczarniejsze myśli o tym, co zrobić, aby się najeść. Wkrótce te myśli miały się stać makabryczną rzeczywistością…
STRAŻNIKÓW ZABAWY W ŚMIERĆ
Dokument zawierający informacje na temat liczby osób postawionych przed sądem w biurze Komendantury Aleksandro-Wachowskaja, w okresie od maja do sierpnia 1933 roku, w związku ze sprawą „Nazino”. |
Strażnicy szybko zaprowadzili na wyspie rządy terroru. Bez wahania zabijali każdego, kto posiadał cenna dla nich rzecz. W ten sposób strażnicy zdobywali płaszcze i buty więźniów. Mimo brutalności i bezwzględności strażników, skierowanej wobec wszystkich zesłańców, faktyczną władzę na wyspie przejęły gangi. Ludzie zaczęli ginąć bez śladu. Nawet lekarze bali się wychodzić ze swoich namiotów. Praktyka wyrywania złotych zębów rozwinęła się w prawdziwy handel. Znajdowane na wyspie ludzkie zwłoki często miały okaleczone szczęki.
Komendanci nie zachowywali się lepiej niż zdegenerowani strażnicy lub urkowie. Często swoja bezwzględnością i brutalnością zdecydowanie ich przewyższali. Uważali się za „panów życia i śmierci”. Często powtarzali więźniom, że dla wszystkich deportowanych to „właśnie oni są Stalinem”.
W raportach komisji śledczej zachowały się relacje o przerażających zabawach niższych rangą komendantów, polegających na torturowaniu więźniów. Jeden z nich wykorzystywał więźniów jako „wioślarzy”. Tych, którzy wiosłowali źle – wrzucał do lodowatej wody. Śmierć w takich warunkach następowała po kilku minutach. Bicie stało się codziennością, podobnie jak wyłudzania ubrań i butów za obietnicę otrzymania jedzenia.
Część z deportowanych osób miała jeszcze na tyle siły i odwagi, by spróbować ucieczki. Z kilku suchych konarów budowali prymitywne tratwy i starali się płynąc z nurtem rzeki. Większość uciekinierów jednak szybko tonęła. Inni ginęli od kul strażników. Naczelnik Cepkow, po pierwszej próbie ucieczki, wydał bezwzględny rozkaz strzelania do uciekinierów bez żadnego ostrzeżenia. Rozkaż Cepkowa dał komendantom sposobność do urządzania kolejnych zabaw, takich jak polowania, w których zwierzyną łowną byli więźniowie…
WYSPA KANIBALI
Krzyż na wyspie Nazino, postawiony przez miejscowe władze w roku 1993. Upamiętnia on wszystkie ofiary tragicznych wydarzeń z maja 1933 roku. |
Ani strażnicy, ani komendanci nie reagowali. Nie podjęto żadnych działań w celu zapobiegania aktom kanibalizmu wśród zesłańców. Pojawił się też problem natury prawnej – kodeks karny w ZSRR nie przewidywał kary za kanibalizm, więc strażnicy nie chcieli traktować nekrofagii jako przestępstwo. Obozowi lekarze robili wszystko, aby zbagatelizować akty ludożerstwa. Według nich więźniowie dopuszczali się kanibalizmu, ponieważ „do tego nawykli” oraz „od dawna je praktykowali”. W swoich notatkach zapisali, że kryminaliści nie rozpoczęli aktów kanibalizmu na wyspie, a jedynie swoje upodobania do ludożerstwa przenieśli tutaj.
Sugerowali oni nawet wprost, że kanibalizm więźniów wiązał się ściśle z ich starym zwyczajem. Polegał on na tym, że uciekinierzy z wyspy zabierali swoją „krowę”, która w żargonie przestępczym oznaczała najczęściej młodego więźnia, którego starsi kryminaliści namawiali na ucieczkę. Młody więzień godził się na to, nie wiedząc, że wkrótce stanie się „krową” – posiłkiem dla starych urków w momencie, gdy uciekinierom skończy się żywność. Młode „krowy” zjadane były najczęściej na surowo, gdyż więźniowie nie rozpalali ognisk w obawie przed wytropieniem. Ponura i niegościnna „wyspa śmierci” w ciągu niespełna tygodnia stała się „wyspą kanibali” …
KOBIETA, KTÓRA WIDZIAŁA ZA DUŻO
Sytuacja na wyspie pogorszyła się 25 maja 1933 roku, gdy przybył kolejny transport z więźniami. Tym razem 1500 „elementów zdeklasowanych” wyprowadzono na brzeg. Ich stan zdrowia był jeszcze gorszy niż pierwszej grupy. To głównie nowi więźniowie stali się kolejnymi ofiarami kanibali z Nazino. W pierwszej kolejności ginęły młode kobiety. Po śmierci z ich ciał odcinano wszystkie miękkie części, które następnie gotowano i zjadano.
Fotografia z lat 30. XX wieku przedstawiająca Ostiaka z łukiem. Być może mężczyzna ten był świadkiem wydarzeń na wyspie Nazino. |
Taissa Michajłowna Czokariewa, mieszkanka pobliskiej wsi, była naocznym świadkiem scen, które rozgrywały się na wyspie Nazino. W roku 1989 opowiedziała po raz pierwszy o tym, co wtedy zobaczyła:
„Idąc przez wyspę widziało się mięso zawinięte w szmaty. Pokrojone ludzkie mięso zwisało z drzew.”
Czokariewa przedstawiła również wstrząsającą relację o młodym strażniku, Kostii Wanikowie, któremu spodobała się jedna z więźniarek. Między chłopakiem i dziewczyną nawiązała się pewna nić sympatii. Wanikow pomagał kobiecie i troszczył się o nią, jak tylko mógł. Pewnego dnia został oddelegowany z wyspy na kilka dni. Poprosił wtedy innego strażnika, swojego kolegę, o to, aby ten zaopiekował się więźniarką. Tymczasowy protektor niewiele mógł jednak zrobić w obliczu wielu wygłodniałych ludzi. Inni więźniowie schwytali kobietę i przywiązali ją do topoli. Następnie odcięli jej piersi i inne miękkie części ciała, które dało się zjeść. Gdy wrócił Kostia Wanikow, przywiązana do drzewa kobieta jeszcze żyła. Próbował ją ratować, ale na próżno. Więźniarka wykrwawiła się na śmierć.
Nawet lekarze nie mogli się czuć bezpiecznie. Jeden z nich, Jakim Iwanowicz, został cudem uratowany przez strażnika tuż przed zabiciem i zjedzeniem. Kilka dni później przerażony opuścił wyspę. Komendanci nie mogli dłużej ignorować tego, co działo się na Nazino. Pierwszy udokumentowany przypadek ludożerstwa zanotowano w protokole w dniu 29 maja 1933 roku. O morderstwo i kanibalizm oskarżono 3 mężczyzn, w wieku od 20 do 30 lat. Osadzono ich w więzieniu w Aleksandrowskoje. Kolejnych 3 więźniów schwytano 2 dni później. Zostali skazani na śmierć, a wyroki natychmiast wykonano.
„MILCZENIE BYŁOBY BŁĘDEM”
31 maja na wyspę powrócił naczelnik Cepkow, który wcześniej poinformowany został o sytuacji na Nazino. Towarzyszył mu sekretarz partii obwodu Aleksandrowskoje, niejaki Własow. Sporządzili oni raport o wydarzeniach z wyspy, który następnie przesłano do biura partii. Po zapoznaniu się ze sprawą postanowiono przenieść wszystkich deportowanych w „bardziej odpowiednie miejsca”.
Notatka Wassilija Arseniewicza Wieliczki na temat wyników jego śledztwa w sprawie wydarzeń na wyspie Nazino, wysłana do Stalina. Dyktator otrzymał ten dokument 30 września 1933 roku. |
Łącznie z wyspy Nazino przeniesiono 2856 osób. W trakcie podróży do nowych miejsc zesłania zmarło wielu ludzi. Dokładna liczba ocalałych z „wyspy śmierci” nie jest znana. Ludziom, którzy przeżyli ten koszmar nie pozwolono wrócić do domów. Zostali zesłani dalej na północ i kolejny raz pozostawieni sami sobie. Ich dalsze losy wciąż pozostają nieznane…
Gdy wiadomości o Nazino dotarły do najwyższych władz sowieckich, dygnitarze partyjni postanowili zrobić wszystko, aby tylko nie doszło do przecieku. Początkowo im się to udawało, ale wtedy pojawił się młody i energiczny urzędnik komunistycznej partii – Wassilij Arseniewicz Wieliczko – instruktor partyjny, propagandzista i korespondent lokalnej gazety w obwodzie Aleksandrowskoje. Usłyszał plotki o przerażającej historii „wyspy kanibali” i postanowił przeprowadzić własne śledztwo. Dotarł do mieszkańców wsi Nazino, a także do nielicznych ocalałych więźniów, których odnalazł w innych miejscach zesłania. Przesłuchał również naczelnika Cepkowa oraz strażników.
Choć zaangażował się emocjonalnie w badaną przez siebie sprawę, to nie zakwestionował w swoim raporcie sensu deportacji, a nawet ja popierał i uważał za konieczną. Nie uważał polityki masowych wysiedleni za zbrodnię. Chodziło mu jedynie o zwrócenie uwagi na fakt, że zarówno podczas deportacji, jak i później na wyspie Nazino ucierpiało wielu niewinnych funkcjonariuszy partyjnych, którzy zostali aresztowani i przesiedlenie przez pomyłkę. Wieliczko miał również odwagę przesłać swój raport do samego Józefa Stalina, do którego napisał:
„Zdaje sobie sprawę, że jako autor tego listu biorę na siebie ogromną odpowiedzialność. Być może nie znam wszystkich szczegółów, ponieważ moje informację pochodzą ze źródeł nieoficjalnych – to prawda. Jednak moje milczenie byłoby błędem.”
Stalin list ten otrzymał 30 września i od razu rozkazał przesłać jego kopię najwyższym partyjnym dygnitarzom. Wkrótce powołano specjalną komisje śledczą, mająca na celu zbadanie wydarzeń opisanych przez Wieliczkę.
POSTSCRIPTUM…
Tabliczka na krzyżu z Nazino, oddająca hołd ofiarom. |
Historia wyspy Nazino po raz pierwszy ujrzała światło dzienne po koniec lat 80. XX wieku, gdy historycy uzyskali dostęp do radzieckich archiwów.
W roku 1993 na wyspie Nazino miejscowe władze postawiły krzyż, oddając tym samym hołd wszystkim ludziom, którzy zostali zesłani tam w roku 1933. Napis na krzyżu głosi:
„Со святыми упокой
Господи души всех
здесь невинно убиенных
в годы безбожия”
(„Za święty spokój
u Boga dusz wszystkich
tu niewinnie zabitych
w latach bezbożności”)
To, co ci ludzie wycierpieli nie mieści się w żadnych granicach.
OdpowiedzUsuńImperium NIE upadło pod koniec lat 80.XX w.
OdpowiedzUsuńSkoro "Prawda o Nazino wyszła na jaw dopiero pod koniec lat 80. XX wieku" to prawdopodobnie stało się to na fali gorbaczowowskiej pierestrojki, kiedy jeszcze nikt powszechnie nie przypuszczał, że to w ogóle może być możliwe, żeby Związek Radziecki się rozpadł. ZSRR rozpadł się dopiero na początku 90. lat XX w.
Brak słów.
OdpowiedzUsuńA my narzekamy,że nam ,źle i żremy się między sobą o Kaczora czy Donka. Żałosni jesteśmy, za dobrze nam.
OdpowiedzUsuńA lewaki tak płaczą cały czas żeby nie zrażać do siebie wspaniałej Rosji i trzymać się z nimi jak z braćmi. Tu mamy jeden z wielu wspaniałych przykładów jaki jest wkład Rosjan w dokonania cywilizacji ludzkiej. I nie wmawiajcie mi że ZSRR i Rosja to co innego. To ty nie rozumiesz.
OdpowiedzUsuńTypowe prawackie pierdzielenie, nikt przy zdrowych zmysłach nie popiera tego co działo się w ZSRR albo w innych krajach pseudo komunistycznych takich jak Chiny Mao albo Kambodża, i nie ma znaczenia czy ktoś ma poglądy lewicowe czy inne. Na tej samej zasadzie można by powiedzieć, że każdy prawicowiec z łezką w oku wspomina faszyzm i Hitlera.
UsuńNie dopisuj zbrodni żydowskich Rosjanom, nie masz pojęcia o prawdziwej historii.
UsuńCytuję nieuka 2 sierpnia 2018
UsuńTypowe prawackie pierdzielenie, nikt przy zdrowych zmysłach nie popiera tego co działo się w ZSRR albo w innych krajach pseudo komunistycznych takich jak Chiny Mao albo Kambodża, i nie ma znaczenia czy ktoś ma poglądy lewicowe czy inne. Na tej samej zasadzie można by powiedzieć, że każdy prawicowiec z łezką w oku wspomina faszyzm i Hitlera.
Nazim to inaczej z j niemieckiego "Nationalsozialismus" Narodowy socjalizm czyli też lewactwo tylko brunatne
Przerysowania sprawiają, że spada wiardygodność.
OdpowiedzUsuń"Przeraźliwy mróz" i śnieg w srodku maja - fakt, Syberia jest zimna ale średnia temperatura dla regionu to plus 10 stopni i raczej trudno o śnieg. Przez to reszta też wydaje się być przekłamana.
Bez butów i ciepłego ubrania to nawet przy 10 stopniach jest okropnie zimno, szczególnie w nocy.
UsuńZwróć uwagę w jakich latach się to działo, w latach 30 i 40 były bardzo surowe zimy. Między innymi dlatego Hitler przegrał na froncie wschodnim.
UsuńWyspa śmierci, świetny artykuł ! :)
OdpowiedzUsuńChwileczkę. Według Wikipedii pierwszy transport więźniów na rzeczoną wyspę przybył popołudniem 13 maja 1933r. https://en.wikipedia.org/wiki/Nazino_affair a rozwiązano na początku czerwca 1933r. Zatem cała tragedia trwała dwa trzy tygodnie. Tak więc brednie o kanibalizmie możemy sobie włożyć... Z ogólnej liczby 6114 przywiezionych na wyspę, po niespełna trzech tygodniach zabrano 2856 żywych i pozostawiając na niej 157 skrajnie chorych. Można policzyć, że 20 ton mąki to przez 21 dni 150gram dziennie na osobę dzieląc na 6114 osób. Straszne jest to, że strażnicy i inni obecni tam przestępcy wymordowali 3100 ludzi czyli ginęło 147 osób dziennie. Głód, morderstwa, zimno, utonięcia , zastrzelenia - zgoda. Ale żeby mając trochę mąki i wodę po tygodniu zjadać ludzi?
OdpowiedzUsuńCi nieszczęśnicy mieli już za sobą długą (prawie 2 tygodnie) podróż i przybyli na wyspę już wygłodzeni . Mój dziadek podróżował po po Obie i opowiadał ,że jeszcze w czerwcu rzeka ta może być skuta lodem....odsyłam
Usuńhttp://news.bbc.co.uk/hi/russian/russia/newsid_6550000/6550427.stm
https://ruposters.ru/news/13-07-2017/nazinskaya-tragediya
jeżeli zna Pan /Pani rosyjski
I jacy mają byc mieszkańcy tego kraju z taką historią?
OdpowiedzUsuńZrobiliście bardzo rzetelne tłumaczenie tegoż filmu: https://www.youtube.com/watch?v=3LQ3My3cYrY
OdpowiedzUsuńCzy podaliście źródło w artykule, z którego korzystaliście ?
Ludzie to najpodlejsze istoty na ziemi.
OdpowiedzUsuńMilion kropli. Victoria Del Arbol.POLECAM
OdpowiedzUsuńWasze komentarze są tragiczne. Po prostu nie wierzę. A już ten z wyliczanką mąki na człowieka. Chciałabym widzieć jak zajadasz surową mąkę rozbełtaną w wodzie z rzeki. Siedzicie przed tymi waszymi ekranami i myślicie, że jesteście tacy mocni i wszysko wiecie a wystarczyłoby żeby Was na chwilę odcięli od internetu a już wpadacie w rozpacz. Nie macie pojęcia do czego jest zdolny przerażony i upodlony człowiek. Jak tak czytam te Wasze komentarze, to podejrzewam, że w relacje z gułagów i obozów koncentracyjnych też nie wierzycie. Zresztą Wy z pewnością byście sobie tam poradzili.
OdpowiedzUsuńŁatwo być twardym przed ekranem.
OdpowiedzUsuń