poniedziałek, 8 października 2018

Klub kobiet samobójczyń

   W drugiej połowie lat 20. XX wieku, wśród młodych kobiet ze środowiska paryskiej bohemy artystycznej, zapanowała epidemia tajemniczych samobójstw. Piękne i utalentowane Francuzki, nie zważając na swoją sławę i popularność, odbierały sobie życie – jedna po drugiej. Przez kilka lat miejscowa policja nie potrafiła rozwikłać tej makabrycznej zagadki. Dopiero śmierć przyjaciółki pisarza Clémenta Vautela sprawiła, że o sprawie zaczęto mówić w całym Paryżu. Na jaw wyszła prawdziwa działalność tajemniczego klubu, którego celem była pomoc potrzebującym Paryżankom. I niezbędną pomoc kobiety rzeczywiście otrzymywały – jednak nie taką, o jakiej wszyscy myśleli…


   Młodość, ujmująca powierzchowność, powodzenie u mężczyzn, bogactwo, sława, a nawet liczne rzesze oddanych wielbicieli – wydawać by się mogło, że paryskim artystkom niczego więcej do szczęścia nie było potrzebne. Jednak dla części kobiet to nie wystarczało. Ich życie, pomimo odnoszonych zawodowych sukcesów, pełne było gorzkich chwil. Miłosne zawody, melancholia, nerwica i depresja sprawiały, że niewiasty pragnęły raz na zawsze rozstać się ze swoim życiem. Co zrobić, gdy nie ma się wystarczającej odwagi do popełnienia samobójstwa? Najlepiej wtedy zostać członkinią klubu, który zapewni potrzebne, definitywne wsparcie. Paryski „Klub kobiet samobójczyń” przez kilka lat cieszył się niesłabnącym powodzeniem u przedstawicielek środowiska artystycznego. Kobietom dostarczano niezbędnych narzędzi, uczono o najskuteczniejszych sposobach i nawet wyznaczano ostateczny termin pożegnania się z pełnym cierpienia, niechcianym życiem. I to wszystko za cenę miesięcznej składki członkowskiej. W cenę wliczona była anonimowość i dawka ulubionego narkotyku. Tak na zachętę…

NIEDOLE PARYSKICH ARTYSTEK

Knajpki i kawiarnie w dzielnicy Montparnasse były
w latach 20. i 30. XX wieku ulubionym miejscem spotkań
paryskich przedstawicieli artystycznej bohemy.
   Montparnasse to południowo-zachodnia dzielnica („quartier”) Paryża, położona głównie na terenie XIV dzielnicy tego miasta. Na przełomie lat 20. i 30. XX wieku stała się modna wśród tak zwanej „artystycznej bohemy”, która przeniosła się tam z dzielnicy Montmartre. Wśród cichych i spokojnych kawiarnianych uliczek swoje miejsce próbowali odnaleźć ówcześni artyści – przedstawiciele zarówno sztuki tworzonej dla paryskich elit, jak i dla biedoty. Malarze, aktorzy, śpiewacy, literaci, poeci, reprezentanci „Komedii Francuskiej” („Comédie-Française”) oraz tancerze – oni wszyscy przezywali w Montparnasse swoje wzloty i upadki. Poszukiwania weny, miłości i wszelkich sposobów, by nie stracić popularności niekiedy kończyły się dla nich tragicznie. Gdy życie stawało się zbyt ciężkie, nie wahano się z nim rozstać. Niektórzy mieli nawet nadzieję, że po nagłej śmierci przejdą do legendy.

   Sposoby na ostateczne rozstanie się ze światem żywych bywały przeróżne. Wieszano się, skakano z mostu do Sekwany, truto się, przedawkowywano środki nasenne, strzelano sobie w głowę lub serce z rewolweru. Mężczyźni wykazywali zdecydowanie większą odwagę i determinację w tym temacie – według ówczesnych statystyk, panowie żegnali się z własnym życiem trzy lub cztery razy częściej niż panie. Jednak to kobiety częściej miewały myśli samobójcze. Depresja, niespełnienie artystyczne, zawód miłosny lub melancholia – powodów do samobójstwa u kobiet było wiele, odwagi już znacznie mniej. Rozczarowane życiem artystki potrzebowały więc pomocnej dłoni. I dłoń takową dostały…

Przedwojenna pocztówka przedstawiająca dzielnicę Montparnasse.

POMOC AŻ PO GRÓB

Artystka „Komedii Francuskiej” Marcelle Romée.
Jej samobójcza śmierć przyczyniła się do ujawnienia
prawdy o paryskim 
Klubie kobiet samobójczyń.
 Francuska aktorka Marcelle Romée, występująca zazwyczaj pod pseudonimem Marcelle Arbant, była znaną w całym Paryżu artystką „Komedii Francuskiej”. Piękna i utalentowana kobieta miała rzeszę oddanych wielbicieli. Na pierwszy rzut oka wydawało się, że nie brakuje jej niczego do szczęścia. Niewiele osób wiedziało jednak, że od kilku lat 29-letnia kobieta cierpiała na depresję oraz zmagała się z uzależnieniem od morfiny. Jej kolejna próba samobójcza zakończyła się przymusowym zamknięciem w paryskim szpitalu psychiatrycznym Le Vésinet. 3 grudnia 1932 roku, podczas spaceru, w towarzystwie pilnującej jej pielęgniarki, Marcelle Romée uciekła. Pomimo pościgu, kobiecie udało się dobiec do mostu Chatou i wskoczyć do Sekwany. Jej śmierć przyczyniła się do ujawnienia mrocznej tajemnicy, kryjącej się w jednym z pałacyków na bulwarze Raspail w dzielnicy Montparnasse.

   Znany francuski dziennikarz i pisarz Clément Vautel, autor ponad 30 tysięcy artykułów do gazet, pod którymi podpisywał się najczęściej jako „Falstaff” był mocno wstrząśnięty nagłą śmiercią swojej przyjaciółki. Dodatkowo zainteresowała go sprawa dziwnej fali innych samobójstw młodych kobiet, które w większości należały do paryskiego środowiska artystycznego. Aby poznać szczegóły ostatnich chwil życia panny Romée (i jej podobnych nieszczęśnic), przeprowadził dziennikarskie śledztwo, którego wyniki opublikował w połowie grudnia 1932 roku w paryskiej gazecie „Le Journal”. Szczegóły, które opisał były tak sensacyjne, że sprawą zainteresowała się paryska policja. W wyniku przeprowadzonego dochodzenia światło dzienne ujrzała tajemnica elitarnego kobiecego klubu, który znany był pod nazwą „Towarzystwo wzajemnej pomocy moralnej”. Okazało się, że faktycznie klub niósł potrzebującym kobietom pomoc – jednak nieco inną niż wszyscy do tej pory sądzili. Zamiast nieść niewiastom duchowe i moralne wsparcie, w sposób niezwykle skuteczny pomagano kobietom rozstać się z tym światem…

REWELACJE „FALSTAFFA”

Clément Vautel (1897-1954).
Pod swoimi artykułami we francuskich 
gazetach podpisywał się jako „Falstaff”
.
Tajemnicza śmierć przyjaciółki skłoniła pisarza
do przeprowadzenia dziennikarskiego śledztwa,
którego wyniki wstrząsnęły ówczesnym Paryżem.
   W ostatnich dniach grudnia 1932 roku policja zamknęła siedzibę klubu, a cały jego zarząd aresztowano i postawiono przed sądem. Mimo prób, nie udało się jednak policji ukryć przed opinia publiczną szczegółów śledztwa. W ciągu następnych tygodni wieści o paryskim „Klubie kobiet samobójczyń” trafiły również na strony polskich gazet. O sprawie pisało wiele dzienników, między innymi „Express Ilustrowany”, „Nowy Kurjer” oraz „Express Lubelski i Wołyński”.

  Według Clémenta Vautela („Falstaffa”) zdecydowana większość „kobiet z lepszych sfer”, które w ostatnim czasie popełniły samobójstwo, należała do mieszczącego się na bulwarze Raspail „Klubu kobiet samobójczyń”. Pomysłodawczynią i założycielką klubu miała być tancerka rewiowa Marissa (Maria) Delion. Po jednej z nieudanych prób samobójczych kobieta postanowiła pomóc innym kobietom, mającym podobne problemy. Klub szybko zyskał popularność wśród „artystycznej bohemy” Paryża przełomu lat 20. i 30. XX wieku. Choć nikt o tym nie mówił – wszyscy o nim wiedzieli. Tuż po otwarciu „Towarzystwa wzajemnej pomocy moralnej” i wyszkoleniu specjalistycznej obsługi, założycielka klubu dała przykład innym członkiniom popełniając w tajemniczych okolicznościach samobójstwo. Życie odebrała sobie strzałem z rewolweru w serce.

   Składka członkowska w klubie nie była jednolita dla wszystkich. Uzależniona była od statusu materialnego kobiet wstępujących do „Towarzystwa wzajemnej pomocy moralnej” i wahała się od 3 do 10 tysięcy franków miesięcznie. Każda z kobiet chcąca skutecznie pożegnać się ze swoim znienawidzonym życiem i zapisująca się do klubu, zobowiązana była podpisać przyrzeczenie do respektowania wewnętrznego regulaminu „Towarzystwa”, którego wszystkich punktów przestrzegano z najwyższą drobiazgowością. Złamanie przez kobiety jakiegokolwiek warunku członkostwa groziło natychmiastowym usunięciem.

SAMOBÓJCZY REGULAMIN

Polska prasa z zainteresowaniem śledziła wieści związane
z odkryciem paryskiego Klubu kobiet samobójczyń”.
„Express Lubelski i Wołyński” z dnia 1 stycznia 1933 roku.
   Do „Klubu kobiet samobójczyń” przyjmowano wyłącznie kobiety, które nie osiągnęły jeszcze wieku 40 lat. Przyszłe członkinie musiały cechować się niepospolitą urodą i miłą powierzchownością. Już na początku zobowiązane były do zadeklarowania powodów, dla których chcą odebrać sobie życie. Odrzucane były kandydatki, które planowały popełnić samobójstwo z powodu nieuleczalnej choroby bądź złej sytuacji materialnej. Tylko powody wyłącznie psychologiczne, takie jak zawód miłosny, strach przed doświadczeniem starości, neurastenia (postać nerwicy), depresja, trauma czy melancholia kwalifikowały kobiety do wstąpienia w szeregi „Towarzystwa”.

   Żadna z kobiet nie mogła być członkinią klubu przez okres dłuższy niż 3 miesiące. Jeśli do tego czasu nie udało się jej skutecznie popełnić samobójstwa, zostawała natychmiast skreślona z listy, gdyż dalszą obecność w „Towarzystwie” władze klubu uznawały za bezcelowe. Przed wyznaczonym terminem każda z niewiast miała możliwość dowolnego wyboru rodzaju swojej śmierci. Klub zapewniał wszystkie niezbędne środki i narzędzia. Był tylko jeden warunek – śmierć musiała nastąpić poza klubem. Odbieranie sobie życia w pałacu przy bulwarze Raspail było surowo zabronione.


O wynikach śledztwa paryskiej policji pisał również
„Express Ilustrowany” w wydaniu z 9 stycznia 1933 roku.
    Aby złagodzić kobietom objawy wszelkich powodów, które pchały je to pożegnania się z życiem, obsługa klubu – na życzenie zainteresowanych – dostarczała im wszelkie dostępne w Paryżu narkotyki i środki odurzające. W takich jednak ilościach, aby nie mogły one spowodować śmierci w klubie. W miejscu specjalnie do tego wydzielonym mieściła się w klubie palarnia opium, a policyjne śledztwo ujawniło później, że większość członkiń „Towarzystwa” była uzależniona od narkotyków. Oczywiście możliwe było otrzymanie dowolnej ilości wskazanego narkotyku „na wynos”, aby kobiety mogły świadomie przedawkować w swoich domach.

    Żaden mężczyzna nie miał prawa wstępu do pałacu, w którym mieściła się siedziba klubu. Jedynymi przedstawicielami płci męskiej była służba i ochrona, która składała się w większości z Azjatów (prawdopodobnie byli to Chińczycy). Męska obsługa nie mogła opuszczać terenu pałacu – tam pracowali i mieszkali. Jakiekolwiek kontakty seksualne pomiędzy mężczyznami zatrudnionymi w klubie a członkiniami były surowo zabronione. Władze klubu uważały, że obcowanie płciowe może wzbudzić w kobietach oznaki radości, które skutecznie odsuną od nich myśli samobójcze, więc dalsze korzystanie z usług „Towarzystwa” byłoby bezcelowe.

   Dużą wagę przywiązywano do zachowania najwyższej anonimowości. Jednak na specjalne życzenie kobiet, tuż po samobójczej śmierci, ich nazwiska wyryte zostawały na specjalnej marmurowej płycie, wmurowanej w jedną ze ścian głównej sali.

PAMIĘĆ WYRYTA W MARMURZE

Aktorka Claude France pożegnała się ze
swoim życiem za pomocą gazu.
    Dzięki odnalezieniu tej swoistej „płycie pamięci” opinia publiczna poznała kilka nazwisk kobiet, które skutecznie zabiły w sobie wszelka chęć do życia. Oprócz założycielki „Klubu kobiet samobójczyń”, tancerki Marissy Delion i przedstawicielki „Comédie-Française” Marcelle Romée, z usług „Towarzystwa wzajemnej pomocy moralnej” skutecznie skorzystały między innymi – pisarka Nelly Charmoise, baronowa Neville, lotniczka Jeanne Marie Rigel (lub Rogel) oraz ówczesna paryska piękność Ninon Fleuris (niektóre źródła podają nazwisko Flerie), która tuż przed swoim samobójstwem brała udział w konkursie piękności „Miss Paryża roku 1929”. Być może jej porażka przyspieszyła u kobiety podjęcie trudnej decyzji o rozstaniu się ze światem żywych.

Gwiazda muzyki Jenny Golder 11 lipca 1928 roku
zmarła wskutek postrzału w serce.
   Do najbardziej znanych członkiń klubu, które skutecznie targnęły się na swoje życie, należały bez wątpienia dwie samobójczynie z roku 1928. Pierwszą z nich była ceniona i ciesząca się wielką popularnością aktorka Claude France. Na świat przyszła w Niemczech (w roku 1893) jako Jane Joséphine Anna Françoise Wittig. Liczne grono swoich wielbicieli zdobyła po występach w takich filmach jak „L'Abbé Constantin” (1925), „André Cornélis” (1927) oraz „La Madone des sleepings” (1927). Jej ostatni film „Miss Édith” (1928) miał swoją premierę już po śmierci aktorki, która popełniła samobójstwo w tajemniczych okolicznościach, 3 stycznia 1928 roku, w swoim domu. Przyczyną śmierci było zatrucie gazem. Przez jakiś czas w paryskiej prasie plotkowano, że aktorka załamała się po noworocznym rozstaniu ze swoim kochankiem, aktorem Paulem Brunetem.

   Drugą znaną samobójczynią była urodzona w roku 1896 (w Australii) Jenny Golder, Francuzka pochodzenia brytyjskiego. Prowadziła burzliwe życie towarzyskie i uczuciowe. Podobno uwikłana była także w romans z jednym z europejskich monarchów. Gwiazda ówczesnej sceny muzycznej zmarła 11 lipca 1928 roku w swoim paryskim domu przy ulicy Rue Desaix 12. Przyczyną śmierci był postrzał z rewolweru w serce. Oficjalnym powodem samobójstwa był stres związany z przepracowaniem oraz „zbyt wielka intensywność życia zawodowego”. Podobnie jak większość kobiet z „Towarzystwa”, również Jenny Golder była uzależniona od morfiny, z którą się rozstawała się od czasu operacji kolana w roku 1927.

POSTSCRIPTUM…

Nekrolog Jenny Golder opublikowany w australijskiej
gazecie „The Adelaide Chronicle”, dzień po śmierci kobiety.
   W ostatnich dniach roku 1932 na drzwiach „Towarzystwo wzajemnej pomocy moralnej” zawisły urzędowe pieczęcie. Aresztowane osoby poddano przesłuchaniom, jednak oskarżeni milczeli jak zaklęci. Okazało się, że zatrudnieni w pałacu Azjaci nie mówią po francusku. Sprowadzenie tłumacza niewiele pomogło. Żadna zatrzymana osoba nie wyjawiła prawdy o tym, kto zarządzał tym tajemniczym miejscem. Milczały też kobiety. Policji nie udało się nawet ustalić, które damy były gospodyniami, a które tylko członkiniami tego „elitarnego” klubu. Wskutek zamknięcia rezydencji „Towarzystwa”, w ciągu następnych lat odnotowano w Paryżu znaczny spadek liczby samobójstw. Przynajmniej wśród młodych kobiet…

   Rewizja pałacu przy bulwarze Raspail ujawniła niemalże królewski przepych, którymi cechowały się wnętrza tajemniczej siedziby „Klubu kobiet samobójczyń”. W każdym pomieszczeniu znajdowały się drogie, wytworne meble i wiele dzieł sztuki (rzeźby, obrazy). W polskiej prasie pisano, że wystrój stwarzał wrażenie „najwyższego wykwintu”. Wśród tego przepychu, oprócz porad dotyczących sposobu dokonywania samobójstw, miały się odbywać „narkotyczne sesje”, które były sposobem na przezwyciężenie ostatecznych oporów przed świadomym odebraniem sobie życia. Policja zarekwirowała znaczne ilości opium, morfiny, haszyszu, kokainy oraz bliżej nieokreślone „dziwaczne wschodnie narkotyki”. Każdy z „narkotycznych pokoi” przeznaczony był dla zwolenniczek innego rodzaju środka odurzającego, z którego ówczesne „wedety” (przedwojenne określenie popularnych gwiazd) korzystały nader chętnie – szukając w narkotykach zapomnienia i oszołomienia w tych ostatnich dniach swojego niechcianego życia…

 Patronite

4 komentarze: