niedziela, 1 kwietnia 2018

August Gissler i tajemnica Wyspy Kokosowej

   Na przestrzeni ostatnich wieków marzenia o odnalezieniu pirackiego skarbu stały się celem życia wielu poszukiwaczy skarbów. Stare mapy, zagadkowe wpisy w dziennikach oraz opowieści przekazywane sobie przez żeglarzy, gdzieś w obskurnych tawernach – to wszystko rozpalało wyobraźnię ludzi, każąc im podążać do najdalszych zakątków świata tropem zrabowanego złota, srebra i klejnotów. Na przełomie XIX i XX wieku niemiecki inżynier August Gissler, przez prawie trzy dekady, owładnięty był obsesją na punkcie odnalezienia pirackiego łupu, który według legend miał być ukryty na odległej Wyspie Kokosowej. Aby zrealizować swoje marzenie, gotów był poświęcić wszystko, co było dla niego najcenniejsze. Uparcie dążył do celu, nie zwracając uwagi na wszelkie kłopoty i przeciwności losu. Do końca wierzył, że skarb jest na wyciągnięcie ręki. Jednak wulkaniczna wysepka nie zamierzała zbyt łatwo podzielić się z nim tym, co miała najcenniejszego…


   Położona na Pacyfiku Wyspa Kokosowa, jak żadne inne miejsce na ziemi, kusiła śmiałków obietnicą szybkiego wzbogacenia się. Próbowało wielu. Jedni rezygnowali z poszukiwań po kilku dniach, inni po kilku miesiącach, ale August Gissler nie zamierzał się poddać. Przez 27 lat bezustannie starał się odnaleźć skarby zakopane przez dwóch słynnych XIX-wiecznych piratów - Don Pedro Beniteza, znanego jako „Krwawa Szpada” Bonito oraz kapitana Williama Thompsona. Aby być bliżej skarbu, Gissler i jego żona Mary, pod pretekstem założenia rolniczej kolonii, spędzili na Wyspie Kokosowej 14 lat. Dla jednych ludzi, ich wysiłek stał się symbolem ludzkiej wytrwałości, dla innych – czystej naiwności. Opuszczeni przez wszystkich, nie tracili nadziei i wiary na ostateczny sukces. Jednak zadanie, które przed sobą postawili okazało się znacznie trudniejsze niż przypuszczali…


WYSPA CENNIEJSZA NIŻ INNE

Położenie Wyspy Kokosowej.
   Niewielka wysepka na Oceanie Spokojnym, oddalona prawie 500 kilometrów od wybrzeży Kostaryki, została odkryta w roku 1526 przez Hiszpana Joana Cabezasa. Administracyjnie znajduje się w kostarykańskiej prowincji Puntarenas. Od dwóch dekad jej całość stanowi Park Narodowy Wyspy Kokosowej, który znajduje się na liście światowego dziedzictwa UNESCO oraz objęty jest całkowitą ochroną. Nie jest zamieszkana przez ludzi. Wyjątek stanowi tylko grupa kilku przebywających tam strażników przyrody. Oficjalnie mają oni strzec wyspy przed kłusownikami, polującymi na rzadkie gatunki ryb. Są jednak tacy, który uważają, że strażnicy mają za zadanie pilnować czegoś znacznie cenniejszego niż morskie stworzenia. Według legend, na Wyspie Kokosowej ukryty jest bowiem skarb, którego dzisiejsza wartość ma przekraczać 300 milionów dolarów.

    Aż do końca XVIII wieku niewielu ludzi wiedziało o tym miejscu. Dopiero na początku wieku XIX Wyspa Kokosowa stała się schronieniem wielu piratów, grasujących na okolicznych wodach i okradających przepływające tamtędy statki. Niedostępne, porośnięte gęstą roślinnością tereny wyspy wydawały się być idealnym miejscem na ukrycie pirackich łupów. Właśnie w tym okresie narodziła się legenda o dwóch słynnych piratach, którzy zakopali na wyspie swój skarb i nigdy po niego nie wrócili. Nie zdążyli, gdyż wcześniej zawiśli na szubienicy…

„KRWAWA SZPADA” BONITO

Rysunek przedstawiający słynnego pirata
Don Pedra Beniteza, zwanego
"Krwawą Szpadą" Bonito.
   Pierwszym z legendarnych piratów był podający się za Hiszpana Don Pedro Benitez, bardziej znany jako Benito „Krwawa Szpada” Bonito. Przydomek ten budził grozę nie tylko u wrogów, ale również wśród jego własnych ludzi. Podobno wziął się stąd, że Benitez nie miał w zwyczaju czyścić swojej szpady, a zaschnięte ślady krwi zabitych przez niego ludzi traktował jak trofeum. W rzeczywistości „Krwawa Szpada” Bonito był Anglikiem, Alexandrem Grahamem, byłym oficerem Królewskiej Marynarki Wojennej („Royal Navy”). 21 października 1805 roku (w czasie wojen napoleońskich) jako kapitan okrętu „Devonshire” wziął udział w bitwie pod Trafalgarem – w starciu pomiędzy flotą angielską a francusko-hiszpańską. W roku 1818 został oddelegowany na wody wybrzeża Pacyfiku w Ameryce Środkowej, gdzie toczyła się wojna hiszpańskich kolonii o wyzwolenie spod panowania Hiszpanii. W trakcie długiej podróży przez Atlantyk uświadomił sobie, że więcej zyska zajmując się piractwem. Udało mu się namówić do tego również załogę swojego okrętu i już jako Don Pedro Benitez napadł w pobliżu Kuby na portugalski żaglowiec „Relampago”.

   Załadowany złotem okręt „Devonshire” skierował się w kierunku zachodniego wybrzeża Meksyku, gdzie załoga zeszła na ląd uzupełnić zapasy i zabawić się. Tam szybko nadarzyła się kolejna okazja do wzbogacenia. Bonito wraz z ludźmi, przebranymi za miejscowych wieśniaków, napadł na meksykańską karawanę, przewożącą na mułach złoto z pobliskiej kopalni tego kruszcu do Acapulco. Bez jednego wystrzału piraci sterroryzowali strażników i przejęli cenny ładunek, który następnie przeniesiono na okręt. Gdy „Krwawa Szpada” Bonito usłyszał o bezludnej Wyspie Kokosowej postanowił, że właśnie tam ukryje swój skarb.

    Przez następne miesiące z powodzeniem napadał na hiszpańskie okręty. Łupy przewoził na wyspę, po czym zakopywał je lub ukrywał w jaskiniach. Sporządzał też dokładne mapy z lokalizacją, które miały mu pomóc w odnalezieniu coraz większych łupów. Nie cieszył się jednak zbyt długo pirackim życiem. Przed końcem 1818 roku, po obrabowaniu kilku hiszpańskich galeonów, został schwytany przez Brytyjczyków i wraz ze swoimi ludźmi, po szybkim procesie, powieszony. Tylko jednej osobie z załogi władze brytyjskie darowały życie – była to Mary Welsh, kochanka kapitana. Kobieta nie uniknęła jednak kary. Za swoje czyny została zesłana do kolonii karnej w Australii. Gdy Mary Welsh po 20 latach została ułaskawiona, zaczęła opowiadać, że jest w posiadaniu mapy skarbów z Wyspy Kokosowej i wie, gdzie Bonito ukrył sztaby złota zrabowane z hiszpańskich okrętów. Brytyjczycy zorganizowali nawet ekspedycję na wyspę, jednak po dwóch dekadach wygląd Wyspy Kokosowej zmienił się na tyle, że zniknęły wszystkie punkty orientacyjne, widniejące na mapie. Kobieta nie potrafiła wskazać żadnego miejsca, w którym miało być zakopane złoto i cała wyprawa zakończyła się fiaskiem.

Wyspa Kokosowa. Widok z lotu ptaka.


KAPITAN THOMPSON I „SKARB LIMY”

José Francisco de San Martín y Matorras,
argentyński generał i przywódca powstania
narodów Ameryki Południowej przeciw
hiszpańskiemu panowaniu.
   W roku 1820, kiedy José Francisco de San Martín y Matorras, generał argentyński i przywódca powstania narodów Ameryki Południowej przeciw hiszpańskiemu panowaniu, wraz ze swoimi oddziałami zmierzał w stronę Limy, stolicy Peru, Hiszpanie postanowili wywieść i ukryć cały znajdujący się tam „Skarb Limy”. Joaquín de la Pezuela, wicekról Wicekrólestwa Peru, w porozumieniu z przedstawicielami 50 kościołów w mieście, zdecydował wszystkie kosztowności, złoto i klejnoty przenieść na statek cieszącego się dużym poważaniem brytyjskiego żeglarza – kapitana Williama Thompsona. Według oryginalnego wykazu inwentarza, na statek „Mary Dear” załadowano 113 złotych religijnych posągów, w tym naturalnej wielkości statuę Matki Boskiej, 200 skrzyń z klejnotami, 273 miecze ze zdobionymi rękojeściami, 1000 brylantów, szczerozłote korony, 150 kielichów mszalnych oraz setki złotych i srebrnych sztabek. Kapitan Thompson otrzymał rozkaz wypłynięcia na wody Oceanu Spokojnego z portu Callao i pozostawania z dala od brzegu, aż do momentu, gdy sytuacja w Limie unormuje się i będzie możliwy powrót „Skarbu Limy”.

   Pokusa przejęcia ładunku o wartości 160 milionów funtów okazała się silniejsza niż oficerski honor. Którejś nocy ludzie Thompsona obezwładnili sześciu hiszpańskich strażników i poderżnęli im gardła. Po wyrzuceniu ciał za burtę, kapitan obrał kurs na Wyspę Kokosową, gdzie zakopano ładunek. Gdy wieści o przechwyceniu ładunku i zabiciu strażników dotarły do Hiszpanów, natychmiast wyruszono w pościg za „Mary Dear”. Po schwytaniu piratów, wszystkich powieszono podczas publicznej egzekucji.

Kapitan William Thompson.
Dżentelmen, który został piratem.
Nie wiadomo, czy kiedykolwiek odpowiedział
za kradzież i ukrycie "Skarbu Limy".
    Istnieje także inna wersja tej historii. Według niej Kapitana Williama Thompsona i jego pierwszego oficera ocalono w zamian za wskazanie miejsca ukrycia „Skarbu Limy”. Thompson zabrał Hiszpanów na Wyspę Kokosową, jednak po zejściu na ląd, wraz z pierwszym oficerem uciekli w głąb wyspy i ukryli się w gęstej dżungli. Nigdy ich nie odnaleziono. Podobno rok później piraci zostali zabrani z wyspy przez jeden z przepływających tamtędy statków. Kilkadziesiąt lat później kanadyjski żeglarz John Keating twierdził, że poznał Williama Thompsona na Kubie w latach 40. XIX wieku i zaprzyjaźnił się z nim. Kapitan zdradził mu miejsce ukrycia skarbu, który Keating w końcu odnalazł i jego niewielką część zabrał ze sobą. Trudno dziś zweryfikować, czy kanadyjski żeglarz mówił prawdę. Nie istnieją żadne świadectwa tego wydarzenia, nie było też świadków, którzy widzieliby jakikolwiek cenny przedmiot, będący w posiadaniu Keatinga.

   Przez kolejne lata poszukiwacze i awanturnicy, owładnięci marzeniami o ogromnym skarbie ukrytym na Wyspie Kokosowej, próbowali dotrzeć do ukrytych bogactw. Warunki panujące na wyspie nie sprzyjały poszukiwaniom. Często padające deszcze, na zmianę z niewyobrażalnymi upałami odbierały ochotę na kopanie w twardej ziemi każdemu śmiałkowi ogarniętemu żądzą nagłego wzbogacenia się. Jedni wytrzymywali kilka miesięcy, inni uciekali z wyspy już po kilku dniach. Jednak jeden człowiek okazał się być silniejszy i bardziej uparty niż pozostali poszukiwacze skarbów. Był to niemiecki inżynier August Gissler, który legendarnego skarbu szukał przez prawie trzy dekady. Walcząc ze swoimi słabościami i przeciwnościami losu wytrzymał najdłużej ze wszystkich – na Wyspie Kokosowej spędził łącznie 19 lat…

DZIENNIK DZIADKA CABRALA

Portret Augusta Gisslera.
   August Gissler przyszedł na świat 9 września 1857 roku w niemieckim mieście Remscheid (dzisiejszy kraj związkowy Nadrenia Północna-Westfalia). Był trzecim z jedenaściorga dzieci miejscowego producenta noży, który za wszelką cenę starał się nakłonić Augusta, wzorem jego braci, do pracy w rodzinnej firmie. Na próżno – August marzył o innym życiu, pełnym przygód i sławy. Wbrew rodzicom ukończył studia i został inżynierem. Wkrótce opuścił rodzinne miasto, aby spełnić swoje marzenia o dalekich podróżach. W roku 1881 trafił na brytyjski żaglowiec płynący z Londynu do Honolulu na Hawajach. Ta podróż na zawsze odmieniła jego życie…

   Na statku przemierzającym Atlantyk Gissler zaprzyjaźnił się z portugalskim podróżnikiem Manoelem Cabralem. Mężczyźni często rozmawiali popijając rum. Podczas jednej z pogawędek Cabral opowiedział niemieckiemu towarzyszowi o swoim dziadku, który kilkadziesiąt lat wcześniej pływał po tych samych wodach. Portugalczyk przyznał, że on sam wyruszył w podróż śladami swojego przodka, mając nadzieję, że pewnego dnia odnajdzie tajemniczą wyspę, o której opowiadał mu dziadek. W dowód prawdziwości swoich słów Cabral pokazał Gisslerowi stary skórzany dziennik, w którym dziadek Manoela spisał historię swojego życia. Niemiec nie mógł uwierzyć własnym oczom – trzymał w ręku wspomnienia prawdziwego pirata z początków XIX wieku.

   „Stary Cabral” w młodości był rybakiem. Podczas jednego z rejsów, jego łódź straciła żagiel i dryfowała przez kilka dni po otwartym oceanie. Uratowali go piraci, zabierając na swój okręt. W zamian za ratunek zmusili Portugalczyka do służby na pirackim statku. Tam dziadek Cabrala, wedle jego własnych słów, miał poznać dowódcę pirackiej załogi – jednego z najgroźniejszych piratów swoich czasów – Dona Pedro Beniteza, znanego jako Benito „Krwawa Szpada” Bonito.

August Gissler.
    Dziennik prawdziwego pirata wzbudził zachwyt u Gisslera. Od tego momentu całymi dniami czytał o bukanierach, hiszpańskich galeonach i krwawych potyczkach na wodach Pacyfiku. Najbardziej zainteresował go fragment wspomnień o przejęciu przez „Krwawą Szpadę” hiszpańskiego żaglowca z wielkim skarbem na pokładzie. Dziadek Cabrala opisał również moment ukrycia skarbu – po kilku dniach żeglugi na zachód od wybrzeży Kostaryki marynarz z bocianiego gniazda ujrzał ląd. Była to rajska wyspa z wielkim wodospadem i dwoma wysokimi górami po obu stronach. Po dotarciu na wyspę, trzy łodzie przewiozły na nią zrabowany skarb.

   Na kolejnych stronach starego dziennika Gissler przeczytał o tym, jak załoga pirackiego statku wyszła na ląd w okolicy zagajnika palm kokosowych. Kapitan statku razem z dziadkiem Cabrala szli w górę strumienia, około kilometra w głąb wyspy. Dotarli do kolejnego zagajnika, gdzie „Krwawa Szpada” postanowił ukryć łup. Po kilku dniach Gissler znał na pamięć wspomnienia uratowanego portugalskiego rozbitka siłą wcielonego do pirackiej załogi:
„Wykopałem dół głęboki. Wrzuciliśmy do niego skarb. Kapitan za pomocą kompasu ustalił namiar, ale nam go nie zdradził. Ja sam także dokonałem ukradkiem pomiarów na własny użytek. Opierając się na linii prostej od ujścia strumienia do okrągłej skały. To prawie 600 kroków na południowy zachód od ujścia i około 20 kroków w tył od zagajnika palm kokosowych.”
   Gissler zrozumiał, że miał do czynienia z wyjątkowym dokumentem, opisującym szczegółowo miejsce ukrycia pirackiego skarbu, charakterystyczne punkty odniesienia oraz odległość podaną w krokach. Dodatkowo na jednej ze stronic dziennika dziadek Cabrala ręcznie naszkicował mapę ze znakiem „x” oznaczającym miejsce zakopania skarbu. Najważniejszy dla niemieckiego inżyniera był fakt, że nikt poza nim i Manoelem nie widział wcześniej tej mapy. Gisslerowi brakowało jednak jednej, bardzo ważnej informacji. Choć zdobył wiedzę o zakopanym skarbie i znał dokładną lokalizację jego ukrycia, to wciąż nie wiedział, jak nazywa się wyspa, o której pisał „stary Cabral”…

BANANOWE OPOWIEŚCI BARTHELSA

Ręcznie sporządzona mapa Wyspy Kokosowej z roku 1899.
   Gdy August Gissler dotarł w końcu do Honolulu, myślał tylko o dwóch rzeczach – jak ustalić nazwę tajemniczej wyspy oraz skąd wziąć pieniądze potrzebne na ekspedycję. W celu zdobycia środków do życia zatrudnił się na plantacji bananów. Tam spotkał człowieka o nazwisku Barthels. Dzięki niemu Gissler poznał kolejne szczegóły, które przybliżyły go do zidentyfikowania upragnionej wyspy.

    Podczas jednej z rozmów Barthels opowiedział Niemcowi o swoim teściu – „Starym Macu”, który, tak jak dziadek Cabrala, także miał osobiście poznać „Krwawą Szpadę” Bonito. Teść Barthelsa był bowiem członkiem jego pirackiej załogi. Co więcej, brał również udział w zdobyciu hiszpańskiego galeonu u wybrzeży Acapulco, a następnie popłynął na wyspę, gdzie ukryto cenny łup. Gissler z wielkim zainteresowaniem słuchał opowieści Barthelsa, zastanawiając się, czy to ta sama wyspa, o której przeczytał w dzienniku dziadka Cabrala. Mężczyzna na dowód prawdziwości swoich słów pokazał Gisslerowi mapę „Starego Maca”. Na rysunku zapisano także nazwę lądu – Wyspa Kokosowa. Barthels przyznał się również do tego, że sam próbował zlokalizować wyspę i odnaleźć ukryty tam skarb, jednak skończyły mu się pieniące zanim dotarł na Wyspę Kokosową.

   Mapa „Starego Maca” bardzo przypominała szkic wyspy z dziennika dziadka Cabrala. Miała dwie góry i dwie zatoki na obu krańcach. W miejscu skrzyżowania dwóch linii, oznaczających miejsce zakopania skarbu, zapisane były współrzędne – 5 stopni szerokości geograficznej północnej i 87 stopni długości geograficznej zachodniej. August Gissler zdobył w końcu to czego szukał, czyli nazwę wyspy. Była to Wyspa Kokosowa, o której miejscowi żeglarze mówili, że słynie z ukrytych skarbów. Piraci zakopywali na niej złoto, srebro i klejnoty, ale z najróżniejszych powodów nigdy po swój skarb nie wracali. Głównie dlatego, że nie zdążyli, gdyż zostali powieszeni. Niemiec był pewny, że skarb, o którym słyszał wciąż jest ukryty gdzieś na wyspie. Postanowił zrobić wszystko, aby go odnaleźć…

Jedna z plaż Wyspy Kokosowej. Fotografia z początku XX wieku.


NA BRZEGU WYSPY KOKOSOWEJ

Jeden z kamieni z Wyspy Kokosowej, z wyrytym na nim podpisem
poszukiwacza skarbów, który przybył na wyspę w roku 1845.
    Przez kilka kolejnych lat Gissler przygotowywał się do wyprawy swojego życia. Gdy w roku 1888 uzbierał w końcu dostateczne fundusze i sprzęt potrzebny do eksploracji wyspy, zdołał przekonać kapitana szwedzkiego żaglowca, by ten zabrał go na Wyspę Kokosową w drodze do Chile. Jednak od początku rejsu załodze nie sprzyjało szczęście. Najpierw statek natknął się na potężny sztorm, później wiatr zupełnie zamarł. Gissler zanotował w swoim dzienniku:
„Byliśmy zaledwie 500 kilometrów od mojej wyspy. Dotarlibyśmy na nią w tydzień, ale przez słabe wiatry ujrzeliśmy jej brzegi dopiero po dwóch tygodniach. Wówczas powróciła flauta, a w nocy straciliśmy kontakt z wyspą.”
   Żaglowiec dryfował po Pacyfiku przez kolejne dwa tygodnie. Zrezygnowany kapitan oznajmił Gisslerowi, że nie może kontynuować rejsu w kierunku Wyspy Kokosowej, gdyż musi płynąć do Chile. 73 dni po opuszczeniu Honolulu i ponad 4800 kilometrów od Wyspy Kokosowej statek z niemieckim inżynierem na pokładzie dotarł do Chile. Tam szwedzka załoga przedstawiła Augusta kapitanowi statku wielorybniczego, który osobiście bywał na Wyspie Kokosowej. W roku 1875 trafił na nią z grupą amerykańskich poszukiwaczy skarbów, którzy przez kilka dni kopali blisko plaży. Gissler słuchał z uwagą opowieści chilijskiego kapitana, ale był spokojny o swój skarb. Według jego informacji cenny łup ukryty był w głębi wyspy.

   W ciągu następnych kilku miesięcy August Gissler starał się przekonać do ekspedycji miejscowych kupców i dokerów. Z czasem zdołał zebrać w Chile grupę inwestorów, którzy zgodzili się opłacić rejs na wyspę w zamian za część odnalezionego tam skarbu. Po 8 latach od poznania historii dziadka Cabrala, w lutym 1889 roku 32-letni August Gissler pierwszy raz stanął na brzegu Wyspy Kokosowej. W tej właśnie chwili poczuł, że jego największe marzenie zaczęło się spełniać…

Pierwsze zdjęcie wykonane na Wyspie Kokosowej przez ekspedycję Augusta Gisslera.


BEZOWOCNE POSZUKIWANIA

Pierwszy dom, w którym zamieszkał na Wyspie Kokosowej
August Gissler podczas swojego pierwszego
pobytu tam w roku 1889.
   Wyspa Kokosowa to bardzo odludny ląd. Na miejscu Gissler zauważył, że nie przetrwała tu żadna ludzka osada, a poza kilkoma napisami wyrytymi na przybrzeżnych kamieniach, nie było na wyspie żadnego śladu po ludzkiej obecności.

Przez pierwsze dni po przybyciu na wyspę, ekspedycja założyła swoja bazę. Zbudowano drewniane baraki i rozpoczęto przeszukiwanie lądu porośniętego gęsta dżunglą. Gissler zlokalizował dwie góry, które zaznaczono na obu poznanych przez niego mapach. Jeden z jego ludzi odczytał hiszpański tekst z mapy „Starego Maca”, który brzmiał:
„W roku 1821 zakopaliśmy tu skarb o ogromnej wartości. Następnie zasadziliśmy palmę kokosową i za pomocą kompasu ustaliliśmy położenie. Pół stopnia na wschód od wschodniej góry i 10 stopni na północny wschód od zachodniej góry.”
   W oparciu o ten napis Gissler rozpoczął poszukiwania. On i jego ludzie podkopywali drzewa, przeszukiwali liczne jaskinie, kopali nowe tunele obok istniejących wejść. Nie znaleziono niczego. Nawet najmniejszego śladu po legendarnym skarbie. Zapasy żywności zabrane na wyspę zaczęły się kończyć, tak samo jak entuzjazm członków ekspedycji. Zrezygnowani ludzie Gisslera zaprzestali poszukiwań i całe dni spędzali w baraku. Tylko niestrudzony Niemiec, godzina po godzinie, dzień po dniu, samotnie przeczesywał wyspę i kopał. Nic nie znalazł. W grudniu 1889 roku, 10 miesięcy po przybyciu, wyczerpani i rozczarowani mężczyźni opuścili wyspę i powrócili do Chile.

Niemieccy poszukiwacze skarbów podczas przekopywania wyspy.
   Gissler nie dał jednak za wygraną i już w październiku 1890 roku znowu przybył na Wyspę Kokosową. Tym razem dysponował już liczniejszym i znacznie lepiej przygotowanym zespołem. Na sukces nie czekał zbyt długo – pewnego ranka wykopał kilka XVIII-wiecznych hiszpańskich złotych monet. Cały zespół z entuzjazmem przystąpił do powiększania wykopu, w którym znajdowały się monety. Potem kopano w coraz dalszych miejscach, aż wykop pokrywał się z „x” zaznaczonym na mapie. Znacznie pogłębiono dziurę, powstałą podczas poprzedniej ekspedycji. Po kilku tygodniach okazało się, że odkopane hiszpańskie monety były jedynym odnalezionym skarbem. Po pewnym czasie rozgoryczony August zapisał w dzienniku:
„Ekspedycja spędziła na wyspie kilka miesięcy, aż wreszcie musieliśmy przyznać, że nic nie wskazuje, abyśmy w najbliższej przyszłości znaleźli cokolwiek. Tak też podnieśliśmy kotwicę.”
   Pierwszy raz w życiu Gisslera ogarnęły wątpliwości. Czuł rozgoryczenie i rozczarowanie. Choć postępował zgodnie ze zdobytymi instrukcjami, nie znalazł opisanego w dzienniku miejsca ukrycia skarbu. Zrozumiał, że wyspa była terenem wulkanicznym, którego kształt nieustannie się zmieniał. Po kilku niedanych próbach doszedł do wniosku, że nigdy nie osiągnie zamierzonego celu, jeśli nie zmieni swojego podejścia. Na początku 1891 roku Gissler postanowił kontynuować poszukiwania w sposób zupełnie inny od dotychczasowego…

KONCESJA Z KOSTARYKI

José Joaquín Rodríguez Zeledóna (1838–1917).
Prezydent Kostaryki, który zezwolił Gisslerowi
na utworzenie kolonii rolniczej na wyspie.
    Niemiec podjął decyzję o poszerzeniu obszaru poszukiwań. Chciał jeszcze raz przekopać wszystkie miejsca, w których mógł być ukryty skarb, a gdyby to nie przyniosło rezultatu – zamierzał kopać jeszcze dalej. Wiedział, że na przekopanie całej wyspy potrzebuje kilku lat. Aby to osiągnąć, nie mógł być tylko gościem na Wyspie Kokosowej. Musiał się więc na niej osiedlić. Plan zamieszkania na wyspie wydawał się dla Augusta doskonałym rozwiązaniem. Przez ostatnie dwa lata doskonale poznał cały teren i panujący tam klimat. Potrafił przewidzieć zmiany kapryśnej pogody i wykorzystać najlepsze jej okresy do pracy. Uważał także, że ziemia jest wyjątkowo żyzna i doskonale nada się pod uprawę. Żyjące na wyspie dzikie świnie, kozy i jelenie mogły wyżywić wiele osób, a zyski osiągnięte dzięki rolnictwu sprawić miały, że on i jego ludzie będą w stanie żyć na Wyspie Kokosowej tak długa, jak tylko zechcą. Chciał uprawiać tytoń, a przy odrobinie szczęścia osiągnąć lepsze wyniki od plantatorów z Kuby. Zamierzał również stworzyć plantację wielu gatunków bananów.

    Gissler wpadł na pomysł stworzenia wspólnoty rolniczej, która będzie mogła skolonizować wyspę. Dzięki temu możliwe były dalsze poszukiwania skarbu. Zwrócił się więc z prośbą do prezydenta Kostaryki, José Joaquína Rodrígueza Zeledóna, o udzielenie zgody na założenie na Wyspie Kokosowej kolonii rolniczej, która byłaby raz w miesiącu zaopatrywana przez statek. W lipcu 1891 August Gissler dostał listowną odpowiedź od Zeledóna. Władze Kostaryki zgodziły się na „rozwój rolnictwa na Wyspie Kokosowej” w postaci kolonii, na którą Gissler mógł sprowadzić nie więcej niż 50 niemieckich rodzin. Poszukiwacz skarbów był wniebowzięty. Teraz musiał tylko zebrać odpowiednie fundusze oraz znaleźć ochotników, którzy zgodzą się zamieszkać razem z nim na odległej wyspie. W tym celu rozpoczął swą podróż po Europie. Podczas publicznych wystąpień zachęcał ludzi do porzucenia swoich domów i osiedlenia się na Wyspie Kokosowej.

August Gissler pozuje ze swoim psem na tle swojego domu.
    Chęć popłynięcia z Gisslerem zgłosiło kilka rodzin. Była to jednak za mała liczba, dlatego Niemiec przeniósł się do Stanów Zjednoczonych. Jego obecność w Nowym Jorku wzbudziła spore zainteresowanie miejscowych mediów. „New York Times” napisał o nim:
„Gissler to żywa kopia rzeźby Mojżesza, autorstwa Michała Anioła. Ma bujne włosy, kształtną twarz, czyste oczy, bystre jak u orła. Klasyczny nos, głęboki i przyjemny głos, pasujący do tego idealnego człowieka. Wzrostu prawie dwóch metrów o męskiej sylwetce z masywnymi ramionami. Jego ręce wielkie są jak dłoń opatrzności i tak twarde, że mógłby używać ich jak młota.”
   Mimo tak pochlebnych opinii o nim, nie zdołał przekonać do swoich planów ani przyszłych osadników, ani potencjalnych inwestorów. Nie poddał się jednak i napisał kolejny list do prezydenta Kostaryki, w którym wyjaśnił, że nie jest w stanie zebrać odpowiednich środków do realizacji powierzonej mu koncesji z roku 1891. José Joaquín Rodríguez Zeledón obiecał rozważyć jego sprawę. Gissler zapytany o to, czego (oprócz środków finansowych) potrzebuje do funkcjonowania kolonii odpowiedział, że pragnie, aby rząd przekazał mu całą wyspę – połowę dla niego i połowę dla reszty osadników, których zamierza sprowadzić w najbliższym czasie. Po krótkich negocjacjach, ostatecznie jego warunki zostały przyjęte.

GUBERNATOR I JEGO KOLONIA

August Gissler w towarzystwie swojej żony
Mary i pracownika o imieniu Dionisio,
którego przywiózł z Kostaryki.
   To był przełom, którego August Gissler bardzo potrzebował. W Kostaryce zarejestrował „Cocos Plantation Company” – firmę, do której przekazywano fundusze od darczyńców i inwestorów. Z niedawno poślubioną żoną Mary, którą poznał w Nowym Jorku, wrócił do Europy. Od krewnych kobiety otrzymał dodatkowe środki pieniężne na swój cel. Szybko też zgłosiły się do niego niemieckie rodziny gotowe do wyjazdu. Podczas przygotowań do podróży z Nowego Jorku sprowadzono drewno i materiały potrzebne do budowy stałej osady oraz zapasy ziarna. Już w drodze na wyspę Gissler zarządził kilkudniowy postój w Panamie, gdzie dokupił rośliny oraz ptaki hodowlane, takie jak kury, kaczki i indyki. Statek z Gisslerem, jego żoną i kolonistami przybił do wybrzeża Wyspy Kokosowej 13 grudnia 1894 roku. Niemieccy osadnicy od razu przystąpili do pracy. Zbudowano pierwsze domy, wykarczowano teren pod uprawę trzciny cukrowej, tytoniu, bananów, warzyw i kawy. August Gissler znowu poczuł, że jego największe marzenie zaczyna się spełniać. Wciąż brakowało jednak skarbu, lecz Niemiec był pewny, że już wkrótce go odnajdzie…

   Po trzech latach od założenia kolonii Gissler dostąpił wielkiego, w jego ocenie, zaszczytu – 11 listopada 1897 roku z ramienia kostarykańskich władz został mianowany gubernatorem Wyspy Kokosowej. Nareszcie był szczęśliwy. Miał w końcu czas, ludzi i środki do szukania wymarzonego skarbu. Prowadził bezustanne wykopaliska wzdłuż całego wybrzeża i gdy odkopał kolejne złote hiszpańskie monety poczuł, że nastąpił kolejny przełom w jego życiu. Jednak historia znowu miała się powtórzyć…

    Jego szczęście nie trwało długo. Statek, który według umowy z władzami Kostaryki miał regularnie dostarczać na wyspę zaopatrzenie przestał kursować, gdyż takie wyprawy okazały się zbyt kosztowne dla kostarykańskiego rządu. Bez dalszych dostaw zapasy żywności szybko się skończyły. Brakowało też leków. Kolejni koloniści zapadali na ciężkie choroby i umierali. Na tym problemy Gisslera się nie kończyły. Rośliny uprawiane na wyspie przez Niemców nie chciały rosnąć. Winna temu była specyficzna gleba Wyspy Kokosowej – szary piasek i glina, zatrzymująca wodę na głębokości kilku metrów. Po trzech latach zaprzestano wszelkich upraw.

August Gissler z żoną Mary, w towarzystwie swojego
pracownika Dionisio oraz psa Gisslerów.
   August Gissler postanowił działać. W tym celu zdecydował, że on i czterech jego najbardziej zaufanych ludzi popłyną na Kostarykę po zapasy. Mężczyźni zbudowali łódź i wypłynęli, zostawiając swoje rodziny na wyspie. Jednak już po przybyciu do Kostaryki trzech osadników odmówiło powrotu. Rozczarowany Gissler zapisał w swoim dzienniku:
„Bez skutku próbowałem przemówić im do rozsądku i przekonać ich, jak wielkim tchórzostwem jest porzucanie swoich żon. Sprowadzenie ich na wyspę kosztowało mnie majątek, ale w końcu uznałem, że taniej będzie, jeśli się ich pozbędę.”
    Gdy Gissler powrócił na wyspę z zapasami, stanął oko w oko z kolejnym problemem. Podczas jego nieobecności na Wyspie Kokosowej rozpleniły się szczury, które z czasem zaczęły atakować dzieci kolonistów. Nie podobało się do dorosłym mieszkańcom. Już wcześniej rolnicy wykazywali oznaki zniecierpliwienia. Mieli zostać bogatymi plantatorami, a stali się głodującymi i walczącymi o przetrwanie ludźmi, którzy dodatkowo musieli się zmagać ze szkodnikami.

   Wzrost liczebności szczurów na wyspie przelał czarę goryczy. Wkrótce koloniści zbuntowali się przeciwko trudnym warunkom, w jakich musieli żyć. Niemcy nie byli przyzwyczajeni do panujących tam realiów. Deszcz, wilgoć i upał dawał im się we znaki. Nie chcieli też ciężko pracować. Zaczęli skarżyć się na to, że sami muszą zdobywać pożywienie i samemu przyrządzać posiłki. Nie tak wyobrażali sobie życie plantatorów w nowej kolonii. Dla Augusta Gisslera nadeszły kolejne trudne dni…

RODZINNY BUNT I NIEPROSZENI GOŚCIE

Plaża Chatham na Wyspie Kokosowej. Prawdopodobnie w tym
miejscu szukali skarbu nieproszeni goście, pod dowództwem
admirała Henry'ego Pallistera.
   Gdy doprowadzeni do ostateczności koloniści zwrócili się przeciwko swojemu gubernatorowi, doszło do konfrontacji. Uzbrojeni w strzelby i kije stanęli przed chatą Gisslera i zagrozili, że go zabiją, jeśli nie wywiezie ich z tego piekła. Jednak przywódca kolonistów nie przestraszył się gróźb. Nie tylko był silny i odważny, ale miał także zdolności negocjacyjne. Wyszedł uzbrojony i wycelował broń w stronę buntowników. Oznajmił, że tylko on rządzi na tej wyspie i tylko on jest gubernatorem, sędzią i katem. Następnie ogłosił stan wojenny i kilka razy wystrzelił w stronę zgromadzonego tłumu. To wystarczyło, by przestraszyć kolonistów. Szybko złożyli broń i rozeszli się do swoich domów.

    Nie był to jednak ostatni przykry incydent w kolonii. Gdy zapasy ponownie się skończyły i Gissler znowu popłynął na kontynent, na Wyspie Kokosowej pojawili się nieproszeni goście. Pewnego ranka w zatoce zakotwiczył brytyjski okręt „HMS Victoria”. Dowodzący nim admirał Henry Palliser, wysłał na wyspę kilka plutonów żołnierzy, którzy zaczęli przekopywać wybrzeże. Gdy ich wysiłki nie przyniosły rezultatu, zaczęli pogłębiać wykopy za pomocą dynamitu. Na nic zdały się odważne protesty Mary Gissler. Admirał Pallister kazał kobiecie zamilczeć i pilnować własnych spraw. Brytyjczycy nie znaleźli niczego i po kilku dniach odpłynęli z wyspy Po swoim powrocie August Gissler złożył na ten incydent pisemną skargę, którą wysłał podczas swojego kolejnego rejsu do Kostaryki. W odpowiedzi, brytyjscy dyplomaci zapewnili gubernatora Wyspy Kokosowej, że admirał Pallister otrzymał za to wtargnięcie surową naganę. Jednak w brytyjskich archiwach nie widnieje żadna wzmianka potwierdzająca, że taka nagana kiedykolwiek miała miejsce.

   Mijały kolejne lata bezowocnych poszukiwań. Wśród niemieckich osadników panowały coraz gorsze nastroje, a kolonia z każdym kolejnym rokiem rozpadała się coraz bardziej. Mieszkańcy wyspy całkowicie stracili nadzieję na jakiekolwiek bogactwo. W roku 1902 wszystkie niemieckie rodziny zgodnie uznały, że nie ma dla nich w tym miejscu żadnej przyszłości. Oznajmili Gisslerowi, że ich czas na Wyspie Kokosowej dobiegł końca. Wspólnie zbudowali łódź, którą odpłynęli w kierunku Kostaryki. Nie wiadomo, czy udało im się bezpiecznie dotrzeć na kontynent…

Jedna ze złotych hiszpańskich monet, które na wyspie znalazł Gissler.


„PTAKA JUŻ NIE MA”

Ludzie Gisslera podczas prac związanych z poszukiwaniem skarbu.
    Po 8 latach od utworzenia kolonii August i Mary zostali na wyspie zupełnie sami. Minęło 13 lat od kiedy Gissler po raz pierwszy przybył na Wyspę Kokosową i wciąż nie miał nic, poza kilkoma wykopanymi złotymi monetami. On jednak nadal był przekonany, że skarb jest tuż pod jego stopami. Nie poddawał się i wierzył. Mary wiernie stało u jego boku i wspierała go we wszystkich wysiłkach. Teraz mieli tylko siebie, starą mapę z dziennika dziadka Cabrala i wiarę, że jeszcze nie wszystko stracone.

    Nadzieja zaczęła gasnąć 5 lat później, gdy w roku 1907 podczas jednej z wędrówek przez gęsty las mężczyzna natknął się na drzewo z ręcznie wyrytym napisem „PTAKA JUŻ NIE MA”. W głowie Niemca pojawiło się wiele myśli i jeszcze więcej pytań bez odpowiedzi. Kto to napisał? Co oznaczał ten napis? Czy była to jakaś zaszyfrowana wiadomość? Może „PTAK” oznaczał skarb, którego już nie było, gdyż został wykopany i zabrany wiele lat temu przez piratów, którym udało się wrócić po niego na wyspę? Nie miał jednak czasu zbyt długo się nad tym zastanawiać, ponieważ on i jego żona znowu znaleźli się w rozpaczliwej sytuacji. Kończyło się pożywienie oraz amunicja potrzebna do polowań. Gissler naprawił uszkodzoną łódź. Nie miał płótna na żagiel, użył więc kilku pozszywanych ze sobą prześcieradeł i kolejny raz wypłynął. Na wyspie pozostała tylko Mary, której August obiecał, że wróci najpóźniej za półtora miesiąca. Jednak i tym razem nic nie szło zgodnie z planem…

Artykuł na temat Augusta Gisslera w niemieckiej
gazecie "Reichspost" z 12 grudnia 1928 roku.
   Kilka dni po wypłynięciu Gissler natknął się na wielki sztorm, który zniósł go ponad 300 kilometrów od wybrzeży Kostaryki, aż do Panamy. Po drodze stracił wszystkie zabrane ze sobą zwierzęce skóry, które miał wymienić na żywność i amunicję. W Panamie musiał zebrać środki finansowe na zapasy i powrót do Mary. Zajęło mu to znacznie więcej niż obiecał żonie.

   Tymczasem Mary Gissler została sama na bezludnej wyspie. Zaopatrzona w proste narzędzia i prymitywną broń, musiała samotnie stawiać czoła trudom życia na Wyspie Kokosowej. Własnoręcznie budowała sidła i łapała małe zwierzęta. Żywiła się też złapanymi szczurami. Wiele razy nie udawało jej się zdobyć pożywienia przez kilka dni. Zdana wyłącznie na siebie samą, bez niczyjej pomocy, nie jeden raz ocierała się o śmierć.

   August Gissler wrócił na wyspę Kokosową pół roku później. Nie był już jednak tym samym człowiekiem, który zostawił żonę. Nie było już w nim wiary i nadziei na odnalezienie skarbu i poprawę swojego losu. Trudy ostatniej wyprawy i nieustanna walka o przetrwanie wycisnęły na Gisslerach swoje piętno. Na początku 1908 roku oboje po raz ostatni opuścili Wyspę Kokosową i razem udali się do Stanów Zjednoczonych. Przybyli do Nowego Jorku, gdzie zamieszkali w domu krewnych Mary. Będąc na utrzymaniu rodziny swojej żony August Gissler wierzył, że uda mu się sprzedać część wyspy, której wartość oszacował na 200 tysięcy dolarów. Nikt nie był jednak chętny, by stać się współwłaścicielem tak odległego i niegościnnego lądu.

    Gissler przez 27 lat żył ogarnięty marzeniami o odnalezieniu pirackiego skarbu. Poświęcił temu całe swoje życie. 19 lat penetrował jaskinie Wyspy Kokosowej, kopał tunele, przeczesywał gęste lasy. 14 lat mieszkał na wyspie, zmagając się nie tylko z przyrodą, ale również z niezadowoleniem swoim ludzi. Znalazł tylko 33 złote hiszpańskie monety wybite w latach 1793-1799. Zbyt mało, by stwierdził, że osiągnął swój cel. Do końca swoich dni był jednak przekonany, że skarb wciąż znajduje się na wyspie. Trzeba tylko wytrwale szukać…

POSTSCRIPTUM…

Ostatnie zdjęcie Wyspy Kokosowej wykonane
przez niemieckich kolonistów w roku 1902,
niedługo przed tym, jak na zawsze opuścili wyspę,
zostawiając na niej Augusta i Mary Gisslerów.
    August Gissler zmarł w Nowym Jorku, 8 sierpnia 1935 roku. Przed śmiercią sporządził testament, w którym zapisał połowę Wyspy Kokosowej swoim krewnym i przyjaciołom. Jednak pech nie opuścił poszukiwacza skarbu nawet po jego śmierci. Gdy spadkobiercy zgłosili się do kostarykańskiego rządu po należny im spadek, zostali poinformowani, że wyspa im się nie należy, ponieważ Gissler był jedynie gubernatorem Wyspy Kokosowej, a nie jej właścicielem. Testament okazał się być nieważny.

    Niemiec, choć nigdy nie odnalazł tego, czego szukał, stał się dla wielu symbolem wiary, nadziei i uporu w pogoni za własnymi marzeniami, nawet tymi najbardziej nierealnymi. Jego wysiłek był swoistym hołdem złożonym ludzkiej wytrwałości. Gdy inni się poddawali, on uparcie trwał w swojej walce z przeciwnościami losu. Jego ostanie słowa, jakie zapisał w swoim dzienniku brzmiały:
„Skarb jest na wyspie, jestem tego pewny, ale do jego wykopania potrzeba pieniędzy i siły. Ja już nie mam ani jednego, ani drugiego. Narażałem się na trudy i niebezpieczeństwa. To wszystko nie powstrzyma mnie przed kolejną próbą. Może kiedyś…”

5 komentarzy: