niedziela, 6 grudnia 2015

Sawney Beane i rodzina szkockich kanibali

   Tajemnicza historia średniowiecznego rodu kanibali stała się jedną z najmroczniejszych szkockich legend. Alexander "Sawney" Beane, jego partnerka Agnes Douglas oraz ich dzieci i wnukowie, zrodzeni ze związków kazirodczych, przez 25 lat swojej morderczej aktywności zabili i zjedli około 1000 osób. Ofiarami padali przypadkowi podróżni, którzy znaleźli się w pobliżu ich jaskini. W polowaniach na ludzi, a potem w krwawych ucztach, brały udział nawet najmłodsze dzieci. Z resztek, których nie zjedli od razu, tworzyli zapasy na zimę. Dopiero interwencja samego króla Szkocji, Jakuba I, położyła kres okrutnej działalności rodziny szkockich kanibali...


   W ciągu 25 lat rodzina Beane'ów dopuściła się czynów tak przerażających, że do dziś niektórzy szkoccy historycy wątpia w ich autentyczność. Pojawiły się nawet sugestie, że cała historia została wymyślona przez Anglików, chcących w ten sposób zdemonizować Szkotów, przedstawiając ich jako naród dzikich, barbarzyńskich kanibali. Przekazywana ustnie opowieść o kanibalach z Galloway stała się częścią miejscowego folkloru, a po kilku wiekach zainspirowała twórców takich horrorów jak "Wzgórza mają oczy" i "Droga bez powrotu". Czy na pewno zbrodnicza działalność XV-wiecznych kanibali to tylko wymysł wrogiej angielskiej propagandy? Przecież w każdej legendzie kryje się ziarno prawdy...

LENIWY SAWNEY I CZARNA AGNES...

Hrabstwo East Lothian, miejsce narodzin Beane'a
znajduje się na wschód od Edynburga.
   Alexander Beane (niektóre źródła podają nazwisko Bean) urodził się prawdopodobnie w roku 1380 w hrabstwie East Lothian (dzisiejsze Haddington, wschodnia Szkocja). Jego rodzicami była para szkockich włóczęgów, chwytająca się dorywczych prac, ledwo pozwalających im na przeżycie. Ojciec zajmował się naprawianiem dróg i mostów, czasami zatrudniano go do kopania rowów i ścinania drzew. Matka trudniła się drobnymi pracami ogrodowymi. Nie mieli łatwego życia. Z całym swoim dobytkiem wciąż przenosili się z miasta do miasta, ze wsi do wsi. Gdy na świat przyszedł ich syn, życie stało się jeszcze trudniejsze. Ludzie za ich usługi płacili coraz mniej, więc aby zarobić na jedzenie potrzebne były dodatkowe ręce do pomocy.

   Od najmłodszych lat Alexander musiał towarzyszyć ojcu przy pracy. Państwo Beane uchodzili za ludzi bardzo pracowitych - syn był ich całkowitym przeciwieństwem. Z każdym kolejnym rokiem stawał się coraz mniej skłonny do pomocy rodzicom. Zamiast pracować przesiadywał w karczmach. Z czasem opuścił rodzinę i przemierzając kraj, wiódł życie takie, jakiego pragnął - pełne hulanki i kobiecego towarzystwa. Aby zdobyć pieniądze dopuszczał się drobnych kradzieży - z tego powodu, niemal bez przerwy, musiał uciekać przez wymiarem sprawiedliwości. Podczas jednego z pościgów, poznał i uwiódł kobietę. Agnes Douglas była pod tak wielkim wrażeniem młodego awanturnika i włóczęgi, że postanowiła towarzyszyć mu w jego ucieczkach. Szybko okazało się, że oboje mają identyczne poglądy na temat pracy. Agnes także nie miała najmniejszego zamiaru uczciwie zarabiać na życie. Dodatkowo kobieta przez miejscowych nazywana "Czarną Agnes Douglas", posądzana była o bycie czarownicą. Gdy z okolicznych pastwisk zaczęły znikać owce, wytłumaczenie mogło być tylko jedno - jest to sprawka czarów. Alexander i Agnes zdołali jednak uciec przed płonącym już stosem. Jak się okazało, podejrzenia mieszkańców nie były bezpodstawne. Nie chodziło jednak o czary, ale o głód. Bezrobotna para kradła owce, aby zapewnić sobie pożywienie. Czarna magia nie miała z tym procederem nic wspólnego...

Alexander "Sawney"Beane dorastał w malowniczym hrabstwie East Lothian.


UCIECZKA NA ZACHÓD

Jaskinia Beane'ów w czasie przypływów stanowiła doskonała kryjówkę.
   Para przeniosła się za zachodnie wybrzeże Szkocji, w pobliże Galloway (obecnie South Ayrshire). Nie posiadając pieniędzy na dom, zamieszkali w jednej z jaskiń w okolicy Bennane Head, 17 km od Girvan. Wkrótce Agnes urodziła pierwsze dziecko. Nawet pojawienie się potomka, nie zmieniło Alexandra. Uznał, że łatwiej mu będzie utrzymać się z kradzieży niż z uczciwej pracy. Około roku 1410, aby zapewnić byt swojej rodzinie, zaczął napadać na podróżnych i kupców, którzy mieli nieszczęście przejeżdżać w pobliżu "domu" Beane'a.

   Zamieszkana przez Beane'ów jaskinia doskonale nadawała się na kryjówkę. Głęboka na ponad 200 metrów, podzielona licznymi komnatami i tunelami, stała się bezpiecznym schronieniem dla szybko powiększającej się rodziny. Dodatkowym zabezpieczeniem był fakt, że wejście do groty było otwarte wyłącznie w czasie odpływów - gdy nadchodził przypływ, woda zalewała pierwszą część jaskini. W tym czasie rodzina przenosiła się do głębiej położonych pieczar.

   Wkrótce zwykłe rabunki okazały się niewystarczające do zapewnienia pożywienia wszystkim członkom rodziny. Starsze dzieci dorastały, rodziły się nowe. Alexander poszerzył swoją działalność - zaczął mordować ludzi, których okradał. Aby ukryć ślady zbrodni, ciała zabierano do jaskini, gdzie je ćwiartowano. Z powodu braku wystarczającej ilości pożywienia, ofiary zaczęły trafiać na stół Beane'ów. To czego nie można było zjeść, wyrzucano do oceanu.

RODZINNY INTERES BEANE'A

XIX-wieczne wyobrażenie "Sawneya" Beane'a.
   Opowieści o zaginięciach szybko opanowały okolicę. Coraz mniej ludzi zapuszczało się w te tereny, a ci którzy musieli tędy przejechać, pojawiali się w kilkuosobowych grupach. Gdy fale zaczęły wyrzucać na brzeg ludzkie szczątki, dla wszystkich mieszkańców Galloway stało się jasne, że ktoś dopuszcza się na ich terenie straszliwych zbrodni. Poszukiwania bestii nie dawały jednak żadnego rezultatu, gdyż trwały tylko w dzień. Beane polował w nocy i od pewnego czasu nie był sam...

   W łowach na ludzi pomagały mu teraz jego dzieci. 8 synów i 6 córek utworzyło wyspecjalizowaną grupę myśliwych. Ich liczba była wystarczająca, by każdej otoczonej przez nich ofierze odciąć drogę ucieczki. Alexander "Sawney" Beane i jego pociechy polowali wyłącznie na niewielkie grupki podróżnych. Czaili się w zaroślach przy drodze, a na umówiony znak następował atak ze wszystkich stron. Młodsze dzieci zapędzały ofiary w pułapkę. Tam czekali starsi, uzbrojeni we wszystko, co mogło zabić - kamienie, kije, proce. Podobno posługiwano się również łukami i jednym mieczem. Ginęli wszyscy bez wyjątku - mężczyźni, kobiety i dzieci. Ich ciała zabierano do jaskini, gdzie Agnes (z pomocą córek) ćwiartowała zdobycz i przyrządzała posiłek. Jeśli strawy było zbyt wiele, przygotowywano zapasy - w specjalnych beczkach marynowano mięso lub suszono je. Kości, głowy, stopy i dłonie wyrzucano.

48 KANIBALI

Sawney Beane przed wejściem do jaskini.
Ilustracja pochodzi z "Newgate Calendar".
gdzie po raz pierwszy opisano przypadek
szkockiej rodziny kanibali z Galloway.
   Mieszkańcy zaniepokojeni zaginięciami swoich bliskich i sąsiadów wciąż prowadzili poszukiwania. Wysyłano nawet specjalnych szpiegów, by nocami przeczesywali pobliskie lasy i trudno dostępne miejsca. Bez rezultatu. Każdy, kto pod osłoną nocy zapuszczał się w okolice jaskini kanibali, ginął bez wieści. Zapanowała psychoza strachu tak wielka, że ludzie zaczynali się wzajemnie oskarżać. Najbardziej ucierpieli miejscowi karczmarze, gdyż to właśnie w karczmach, po raz ostatni widywano żywe ofiary. Oskarżenia wobec nich stały się częstym zjawiskiem, a dotkliwe kary, jakie na nich nakładano sprawiły, że wielu z nich porzuciło swój fach i przeniosło się w bardziej spokojne rejony kraju. Brak karczmarzy dał się szybko odczuć. Opuszczone gospody nie oferowały już noclegu podróżnym. Nie było gdzie zjeść i odpocząć. Region z każdym dniem wyludniał się coraz bardziej. Wkrótce zapanował chaos...

   Tymczasem rodzina Beane'ów doskonaliła swój morderczy zawód. Zmienił się także ich sposób zastawiania pułapek. W pobliżu swojej jaskini przygotowali wykopane w ziemi doły. Gdy potencjalna ofiara pojawiała się na ich terytorium, chowali się w nich i przykrywali gałęziami lub liśćmi. W tej metodzie specjalizowały się zwłaszcza najmłodsze dzieci, które w odpowiednim momencie wychodziły z kryjówek i wskakiwały na konie podróżnych, ściągając swoje zdobycze na ziemię. Wtedy do ataku ruszał Aleksander i mordował schwytanych ludzi. Potem schemat był już ten sam - jaskinia, rozczłonkowanie i uczta przy bogato zastawionym stole...

   Rodzina kanibali w dalszym ciągu rozrastała się. Poprzez kazirodcze związki synów z Agnes i córek z Alexandrem oraz rodzeństwa między sobą - rodziły się wnuki. Jak głosi legenda - kolejne pokolenie rodziło się ze zdeformowanymi ciałami i chorobami, o których nikt wcześniej nie słyszał. Gdy na świat przyszło kolejnych 18 chłopców i 14 córek, klan Beane'ów liczył 48 członków. Więcej osób do polowań, ale też więcej żołądków do wykarmienia. Ich morderczy proceder trwał w najlepsze, a mimo zakrojonych na coraz większą skalę poszukiwań, nikt z tropiących nawet nie podejrzewał, że sprawcy żyją tuż pod ich nosem, w jednej z jaskiń Bennane Head. We wszystkich okolicznych wsiach i miasteczkach, żądny zemsty tłum dopuszczał się linczów na niewinnych mieszkańcach. Wystarczyło tylko nieuzasadnione niczym podejrzenie winy, by przypadkowy człowiek, bez jakiegokolwiek procesu i przesłuchania, trafił na stryczek lub został ścięty. Często jedyną winą oskarżonej osoby był wyłącznie fakt, że z jego rodziny nikt nie zaginął, podczas gdy jego sąsiedzi tracili bliskich niemal każdego dnia...

OSTATNIE RODZINNE ŁOWY

Tak w XIX wieku wyobrażano sobie wnętrze jaskini Beane'ów.
   Ludzie próbowali za wszelką cenę wyjaśnić tajemnicę zaginięć. Jedna plotka prześcigała drugą. Mówiono o spisku karczmarzy, którzy podstępem mordowali gości w swoich gospodach lub o stadzie dzikich, tajemniczych zwierząt grasujących w miejscowych lasach. Pojawiły się nawet fantastyczne relacje osób, które twierdziły, że za wszystkie ataki odpowiedzialne są mityczne stworzenia. Jedni winą obarczali złowrogie gobliny, inni wskazywali na Kelpie - konia wodnego, który czasem pojawiać się miał pod postacią włochatego człowieka, napadającego na podróżnych w okolicach rzek i jezior.

   Przez 25 lat rodzina szkockich kanibali atakowała skutecznie swoje ofiary i znikała w ciemnościach nocy, niezauważona przez nikogo. Wszystko zmieniło się pewniej nocy, w roku 1435. Ukryci jak zawsze, Beane'owie czekali w ciszy na swoje ofiary. Nie mogli się już doczekać, gdyż coraz mniejsza ilość podróżnych sprawiła, że od dawna nic nie upolowali. Tym razem przez las, na jednym koniu, podróżowało małżeństwo z Glasgow, wracające z miejskiego festynu. Nagły sygnał do ataku sprawił, że w jednym momencie do konia doskoczyła gromada małych istot. Spłoszone zwierzę zrzuciło kobietę, która upadła prosto w ręce swoich oprawców. Najmniejsze z dzieci (prawdopodobnie wnukowie) natychmiast zaczęły ją rozszarpywać. Jedno z nich przegryzło kobiecie gardło i z wielką łapczywością zaczęło pić jej krew. Inne rozpruło brzuch, wyciągając wszystkie wnętrzności. Kobieta została niemalże zjedzona żywcem na oczach swojego męża, który został zaatakowany przez Alexandra. Mężczyzna stawiał jednak opór. Wiedział, że jeśli da się pokonać, również zostanie zjedzony. Wybawienie przyszło niespodziewanie. Nagle dzikie odgłosy rzezi zostały przerwane przez grupkę około 30 hałasujących młodych ludzi, wracających z tej samej zabawy, co małżeństwo na koniu. Spłoszeni Beane'owie w mgnieniu oka zniknęli wśród nocnych ciemności...

400 ZBROJNYCH KRÓLA JAKUBA

Szkocki król Jakub I (1394-1437),
którego interwencja doprowadziła do schwytania
Alexandra Beane'a i jego rodziny.
   Mężczyzna przeżył i zabrał ciało swojej żony do Glasgow. W dalszej podróży towarzyszyli mu świadkowie tego wydarzenia. Po przybyciu do miasta grupa udała się do siedziby lokalnych władz, gdzie opowiedziano przerażającą historię ataku krwiożerczych kanibali. Wieści o koszmarze w Galloway szybko dotarły do szkockiego króla Jakuba I. Monarcha postanowił wysłać tam oddział 400 zbrojnych wraz z psami tropiącymi. Brak jakichkolwiek zapisków w królewskich archiwach o tej wyprawie każe przypuszczać, że misja miała charakter nieoficjalny. Być może król chciał rozwiązać problem mieszkańców zachodniego wybrzeża Szkocji bez niepotrzebnego rozgłosu. Po 4 dniach oddział dotarł na miejsce i niemal natychmiast żołnierze zaczęli przeszukiwać wszystkie zarośla i lasy. Sprawdzano każde miejsce, które mogło się stać potencjalną kryjówką. Początkowo nie natrafiono na żadne ślady, przybliżające łowców do rozwiązania zagadki tajemniczych zaginięć.

   Przeczesując miejsca, gdzie fale oceanu wyrzucały na brzeg ludzkie szczątki, psy nagle podjęły właściwy trop. Kilka chwil później zaprowadziły żołnierzy do pobliskiej jaskini. Tam poczuli zapach rozkładających się ciał. Po wejściu okazało się, że jaskinia jest pusta. Żadnych śladów, żadnych szczątków. Początkowo żołnierze chcieli opuścić to miejsce, by kontynuować poszukiwania w innym rejonie. Niespodziewanie psy zaczęły biec dalej w głąb jaskini, natrafiając na niewielkie przejście do drugiej pieczary. Zapach zgnilizny stawał się coraz bardziej nieznośny i prowadził do kolejnej podziemnej komory. Tam, ku przerażeniu wszystkich obecnych, dokonano makabrycznego odkrycia. Na hakach pod sklepieniem wisiały rozczłonkowane części ludzkich ciał. Odkryto także beczki pełne zapasów pożywienia. Część była świeża, inne beczki zawierały mięso zasolone, zamarynowane, uwędzone i ususzone. Na ogromnym stole wciąż leżały zwłoki kilku nieszczęśników, czekające na porcjowanie i przygotowanie z nich kolejnej wieczerzy. W drewnianych skrzyniach złożone były ogromne ilości biżuterii i rzeczy osobiste zjedzonych ofiar. Szmer i płacz dobiegający z pobliża, doprowadził łowców do miejsca, w którym znajdowała się rodzina Beane'ów.

   Ku zaskoczeniu żołnierzy, wszyscy członkowie 48 osobowej rodziny poddali się bez walki. Alexander "Sawney" Beane, jego partnerka Agnes Douglas, ich dzieci i wnukowie zostali natychmiast związani i wyprowadzeni na zewnątrz. Poprowadzono ich w kierunku Edynburga. Koszmar w Galloway dobiegł końca - koszmar Beane'ów dopiero się zaczynał...

"TO SIĘ NIGDY NIE SKOŃCZY!"

"Sawney" Beane, czekający na swoją egzekucję.
   Po kilku dniach marszu rodzinę kanibali przyprowadzono do miasta Leith (dziś jest to dzielnica Edynburga). Brak jakichkolwiek zapisków o procesie może sugerować, że wina oskarżonych była tak oczywista, iż uznano proces za zbędny. Wyrok mógł być tylko jeden - śmierć w męczarniach. Początkowo postanowiono oszczędzić najmłodsze dzieci, jednak szybko uznano, że jest to działanie bezcelowe. Dzieci, które nie potrafiły nawet mówić, od urodzenia były przyzwyczajone do kanibalizmu i zbrodni - uznano więc, że nie ma żadnych możliwości przystosowania ich do normalnego życia wśród ludzi. Śmierć miała zatem dosięgnąć wszystkich kanibali, a egzekucja musiała być równie okrutna, jak zbrodnie, których się dopuścili...

   Na miejscu egzekucji ustawiono trzy stosy - osobno dla mężczyzn, kobiet i dzieci. Alexandrowi i jego pełnoletnim synom, na oczach pozostałych członków rodziny, kat obciął ręce, nogi i przyrodzenia. Tak okaleczeni mieli czekać na śmierć przez wykrwawienie. Zanim zmarli, zostali zmuszeni do oglądania dalszej części przerażającego spektaklu. Podpalono stos przeznaczony dla najmłodszych kanibali. Dopilnowano, by kobiety dokładnie widziały, jak najmłodsze dzieci zostają wrzucone żywcem do ognia. Potem podpalono drugi stos, w którym spłonęły niewiasty. Na końcu, swojego żywota dokonali mężczyźni. Żaden Beane nie wykazał przed swoją śmiercią najmniejszych oznak jakiejkolwiek skruchy lub żalu. Podobno umierający Alexander powtarzał słowa: 
"To nie jest koniec! To się nigdy nie skończy!"
Gdy zgasł ogień - narodziła się legenda o rodzinie szkockich kanibali. Dziś trudno to ustalić, czy wszystkie elementy tej historii są prawdziwe. Brak jakichkolwiek zapisków z czasów, gdy Beane'owie terroryzowali Galloway, tylko utrudnia dojście do prawdy.

BEANE CZY CLEEK?

Andrew z Wyntown opisał przypadek
kanibala Christie Cleeka, którego historia
jest łudząco podobna do losów Beane'a.
   Istnieją, co prawda, udokumentowane przypadki kanibalizmu w Szkocji, jednak najwcześniejsze wzmianki pochodzą dopiero z XVI wieku i nie zawierają nazwiska Beane. Niektórzy badacze są zdanie, że historia "Sawneya" opiera się na przypadku kanibala Christie Cleeka, zwanego rzeźnikiem z Perth, który w "czasach wielkiego głodu" ukrywał się w jaskini (w górach Grampian). Aby przetrwać, wraz ze swoją rodziną dopuścił się licznych aktów kanibalizmu. Swoje ofiary zwabiał podstępem i zabijał je za pomocą skonstruowanego przez siebie haka. W czasie obławy zdołał jednak uciec i słuch po nim zaginął. Podobieństw między nim, a Alexandrem jest znacznie więcej. Zgadzają się nawet lata ich aktywności. W dziele "Orygynale Cronykil of Scotland" kronikarza Andrew z Wyntoun, z roku 1420, rzeźnik z Perth figuruje jako "Chwsten Cleek".

   Dopiero XIX wiek przyniósł kilka źródeł wspominających o Beane'ach. W roku 1824 ukazała się publikacja "The Newgate Calendar", autorstwa dwóch prawników - Andrew Knappa i Williama Baldwina. Był to zbiór opowieści o największych zbrodniarzach w historii Anglii i Szkocji. Tam po raz pierwszy napisano o przypadku Alexandra "Sawneya" Beane'a i jego rodu:
"(...) Straszliwy potwór, który, mieszkając wraz z żoną w jaskini, żył z mordu i kanibalizmu. Stracony w Leith wraz z całą rodziną za rządów Jakuba I."

Wejście do kryjówki kanibali z Galloway.
   Niektórzy badacze zwracają uwagę na fakt, że większość opisanych tam zbrodniarzy jest udokumentowanych w innych źródłach, dlatego "The Newgate Calendar" uznają za wiarygodny przekaz. Dwie dekady później, w roku 1843 John Nicholson napisał o wydarzeniach z Galloway w "Historical and Traditional Tales Connected with the South of Scotland". Pojawia się tam informacja, że w obławie na rodzinę kanibali brał udział sam król Jakub I.

   Historycy nie natrafili jednak na żadne źródła pisane, pochodzące z XV wieku. Nie wspominają o tym ówczesne kroniki, brak też jakichkolwiek relacji z prowadzonego śledztwa. Uważa się również, że przydomek "Sawney" nie jest imieniem, ale odnosi się do pogardliwego określenia Szkotów i zostało wymyślone przez wrogich im Anglików, w celu ukazania swoich północnych sąsiadów jako dzikich i barbarzyńskich kanibali. Zwolennicy teorii o prawdziwym istnieniu rodu Beane'ów twierdzą, że brak udokumentowanego procesu i wzmianek o śledztwie w Galloway świadczy o tym, że Szkoci celowo nie pozostawili dowodów tych makabrycznych zbrodni. Zrobić to mieli w obawie przed wykorzystaniem historii przez angielska propagandę. Tak czy inaczej, opowieść zachowała się w ustnych przekazach, które być może nieco zmienione, przetrwały do naszych czasów, stając się nie tylko legendą, ale również inspiracją dla twórców współczesnych horrorów...

POSTSCRIPTUM...

Plakat horroru "Droga bez powrotu",
jednego z licznych filmów inspirowanych
historią XV-wiecznych szkockich kanibali.
   W roku 1977 reżyser Wes Craven, zainspirowany szkocką legendą, postanowił przenieść opowieść o "Sawneyu" na duży ekran. W filmie "Wzgórza maja oczy" ("The Hills Have Eyes") akcja dzieje się jednak nie w średniowieczu, ale na współczesnych pustkowiach amerykańskiej Kalifornii. Obraz okazał się wielkim sukcesem i doczekał się kilku kontynuacji. Na początku XXI wieku powstał inny cykl horrorów. W latach 2003-2014 nakręcono sześć części filmu "Droga bez powrotu" ("Wrong Turn"), gdzie grasująca w niedostępnych lasach zachodniej Virginii (USA) rodzina zabija i zjada ludzi, którzy nieświadomie pojawili się na ich terytorium. Nawiązaniem do historii rodu Beane'ów w tym cyklu są również kolejne pokolenia kanibali, zrodzone w wyniku kazirodczych związków, przez to coraz bardziej zmutowane. Co najmniej kilka innych niskobudżetowych horrorów także opierało się na tej szkockiej legendzie.

   Nie tylko w kinie zagościła krwiożercza rodzinka. O szkockich kanibali upomniała się również muzyka. Punkrockowy zespół Real McKenzies nagrał piosenkę "Sawney Beane Clan". Inne zespoły nie były gorsze i tak powstały "Sawney Bean" (zespół Sol Invictus), "Inbreeding the Anthropophagi" (Deeds of Flesh), czy "Sawney Bean/Sawney's Death Dance" (Snakefinger). Ślady legendy można znaleźć także u kilku pisarzy, takich jak Jack Ketchum, Neil Gaiman i Harlan Ellison. Nie wspominając o kilku komiksach, które zaczęto publikować w latach 50. XX wieku. Nie od dziś przecież wiadomo, że im czarniejsza legenda, tym więcej zysków przynosi...

 Patronite

6 komentarzy:

  1. Artykuł mrożący krew w żyłach... :)

    OdpowiedzUsuń
  2. No i noc mam z głowy.Ale materiał bardzo ciekawy i wymagał dużo pracy.
    A może tak poszukać coś ciekawego w Szwecji.

    Pozdrowienia ZMR KH.

    OdpowiedzUsuń
  3. SUPER ARTYKUL,CZYTAM GO WIELOKROTNIE,DO CZEGO CZŁOWIEK JEST ZDOLNY>>>>>>.......A MOZE Z GŁODU????????????????ZGROZA!!!!!!!!!!!!!!

    OdpowiedzUsuń
  4. Boże.. a ja mieszkam w Edynburgu na Leith Walk i codziennie tamtędy spaceruję.. Szkocja jest bardzo mroczna..

    OdpowiedzUsuń