Był królem łódzkiego świata przestępczego, w którym rządził żelazną ręką. Kradł, zastraszał, wymuszał haracze, dopuścił się nawet kilku morderstw. Na dźwięk jego imienia drżała cała ówczesna Łódź. Nie znosił sprzeciwu i nieposłuszeństwa, a mimo to już za życia stał się legendą. Biedni, żydowscy mieszkańcy łódzkiej dzielnicy Bałuty śpiewali o nim piosenki. Powstała też niezliczona ilość wierszy i ballad, utrwalających jego wyidealizowany obraz. Co sprawiło, że Menachem Bornsztajn, zwany Ślepym Maksem, zwykły gangster i kryminalista, stał się bohaterem ludowym?
Jedni nazywali go "łódzkim Alem Capone", inni "żydowskim Robin Hoodem" lub "Janosikiem z Bałut". Ludzie, którzy się z nim zetknęli, twierdzili, że na jego pomoc zawsze można było liczyć. W jego życiorysie fakty mieszają się jednak z legendą. Dzisiaj po Bornsztajnie pozostało zaledwie kilka dokumentów i dwa zdjęcia. Trudno już ustalić, co jest prawdą, a co mitem. Kim był Ślepy Maks i czym sobie zasłużył na swoje przydomki?
SPRAWIEDLIWOŚĆ DLA BOGATYCH
Akt urodzenia Menachema Bornsztajna. Sąd Grodzki w Łodzi, sygn. 6815. |
W roku 1900 rodzina Bornsztajnów przeprowadziła się do Łodzi. Zamieszkali na nieistniejącej już ulicy Wąskiej na Bałutach (dzisiejsza ulica Stefana), gdzie przed wojną mieszkali głównie Żydzi. Tutaj Maks poznał prawdziwe oblicze biedy. Brudne ulice, szare rozpadające się domy i wszechobecni żebracy nie dawali nadziei na lepsze jutro. By wspomóc domowy budżet, 10-letni Menachem zaczął pomagać ojcu w jego ulicznym zajęciu ostrzenia noży. Ich współpraca nie trwała jednak długo, a przerwała ją tragedia.
Pewnego dnia podczas pracy Benjamin zasłabł i tracąc równowagę wpadł pod nadjeżdżającą bryczkę, którą powoził Aron Goldberg - syn Abrahama, znanego łódzkiego bogacza. Aron, wściekły z powodu wypadku, zaczął bić batem rannego na oczach Menachema. Przyglądający się temu wszystkiemu stójkowy (szeregowy policjant w zaborze rosyjskim przed I wojną), nie myśląc długo przyłączył się do wymierzania sprawiedliwości. Widząc, że młody bogacz bije nędznie odzianego Żyda, doszedł do wniosku, że nie czyniłby tego, gdyby nie miał powodu. Stereotyp zwyciężył i stójkowy kilka razy uderzył Bornsztajna w głowę swoją pałką. Benjamin na wskutek odniesionych obrażeń wkrótce zmarł...
Matka chłopca szukała sprawiedliwości w cyrkule, gminie żydowskiej, a także u Abrahama Goldberga. Ten jednak nie widział żadnej winy w postępowaniu swojego syna i sprawa utknęła w martwym punkcie. Rodzina Bornsztajnów nie otrzymała również żadnej pomocy finansowej, więc widmo głodu dość szybko zaczęło im zaglądać w oczy.
KRWAWA ZEMSTA 10-LATKA
Krańcówka tramwajowa przy bałuckim rynku. Rewir Ślepego Maksa. |
Bałucki rynek. Tutaj Maks zaczynał swoją gangsterską karierę. Żaden złodziej nie miał prawa nic ukraść bez wiedzy i zgody Bornsztajna. Jeśli ktoś się wyłamał, kończył szybko i tragicznie. |
Nauki Natana Księdza Maks wziął sobie do serca i postanowił polować tylko na grubą zwierzynę. Często powtarzał swoim złodziejskim wspólnikom:
"Jeśli mam przegrać, to tylko w grze o najwyższą stawkę"
Maks wybrał swój rewir na północ od Nowego Rynku. To tutaj zaczynały się rejony zwane przez mieszkańców "ściekiem Łodzi". W okolicy roiło się od złodziei, gwałcicieli, morderców i różnej maści opryszków. Wśród oceanu biedy Maks czuł się jak ryba w wodzie.
INTERESY Z WROGIEM
Ślepy Maks na ławie oskarżonych. "Ilustrowana Republika", 16 stycznia 1930 r. |
Złodzieje byli nieuchwytni. Jednak pewnej nocy niemiecka żandarmeria omal nie zastrzeliła Maksa i jego kompanów podczas rozładunku wagonu z cukrem. Stało się pewne, że ktoś na nich doniósł. Nie wiadomo kto poinformował żandarmów, jednak Maks podejrzewał Zielonkę. Pomimo niechęci do Goldberga i nieustannej żądzy zemsty na nim za śmierć ojca, Bornsztajn postanowił działać mądrze i rozważnie. Dogadał się więc z Aronem i wspólnie postanowili pozbyć się konkurenta. Kilka dni później dwie bandy zakradły się na ulicę Rzgowską, na terenie której mieściły się magazyny "króla Chojen". Obezwładnili wartowników, a następnie podpalili wszystkie składy. To, co uznali za wartościowe załadowali na trzy wagony i rozbijając główną bramę wyjechali w miasto. Zielonka, który po tym ataku już nigdy nie odbudował swojej pozycji, przestał się liczyć i na czarnym rynku w Łodzi pozostało tylko dwóch graczy - Goldberg i Bornsztajn...
KRÓL DINTOJRY, CZYLI SZEF WSZYSTKICH SZEFÓW...
Gdy skończyła się wojna, nastały nowe czasy. Przedwojenni złodzieje i przemytnicy utworzyli nową klasę społeczną. Ubierali się modnie, ociekali pieniędzmi i kosztownościami. Tworzyli także koligacje rodzinne, aby wzmocnić rodzinne wpływy. Menachem rozumiał, że jeśli chce się zemścić na znienawidzonym konkurencie, musi się do niego zbliżyć jeszcze bardziej. Poprosił więc o rękę jego córki - Gołdy. Maks nie ukrywał nigdy, że nie kochał dziewczyny, ale wybrał ją dla "dobra interesu". Urządzono huczne wesele, na którym bawiła się cała elita łódzkich gangsterów. Gdy impreza dobiegała końca, na salę wdarło się kilku bałuckich opryszków. Chcieli wynieść reszki jedzenia znajdujące się na stołach. Ojciec panny młodej zainterweniował i doszło do rękoczynów. Jeden z nieproszonych gości wyjął nóż i śmiertelnie ugodził Goldberga. Oficjalnie Maks, który przyglądał się całej akcji ze spokojem, nie miał z tym morderstwem nic wspólnego. Szybko jednak w kręgach zaczęła krążyć plotka, jakoby zleceniodawcą zabójstwa był właśnie Bornsztajn. Miał on po prostu z opóźnieniem wyrównać stare rachunki. Korzyści odniósł znacznie więcej - pozbył się groźnego konkurenta, a poprzez małżeństwo z jego córką posiadł ogromny majątek. Każdy kto znał Maksa, wiedział, że nigdy pozwoliłby zakłócić sobie własnego wesela.
Rejestr stowarzyszeń w Łódzkim Urzędzie Wojewódzkim. Pod poz. 36 wpisana została "Bratnia Pomoc". |
"Dintojra" to żydowski sąd polubowny wydający wyroki w sprawach cywilnych, jednak w przestępczym świecie, do którego należał Ślepy Maks "dintojra" oznaczała krwawe porachunki wśród bandyckiej braci. To też był sąd, opierający się jednak o niepisany kodeks przestępczy. Chcąc zalegalizować taką działalność, w roku 1928 powstało w Łodzi stowarzyszenie "Ezras Achim" ("Bratnia Pomoc"). Oficjalnie organizacja ta działała charytatywnie, niosąc pomoc bałuckiej biedocie. W rzeczywistości rolą "Ezras Achim" było pilnowanie, aby przestępcy nie działali na własną rękę i nie łamali zasad kodeksu.
Maks stał się "królem dintojry", wydającym wyroki w sprawie przestępców, którzy złamali honorowy kodeks. Jednym z takich przypadków była sprawa Feliksa Świtały, zwanego "Trupią Główką". Napadał on z bronią w ręku na bogatych mieszkańców Łodzi, okradał ich i torturował. Wysłannicy Maksa kilkukrotnie dawali mu do zrozumienia, że takie zachowanie nie przystoi szanującemu się przestępcy. Świtała nie posłuchał dobrych rad i kilka dni później wyrokiem "dintojry" został zastrzelony.
MORDERSTWO W OBRONIE WŁASNEJ
Artykuł w "Ilustrowanej Republice" z 16 stycznia 1930 roku, opisujący proces Bornsztajna oskarżonego o zabójstwo Balbermana. |
19 września 1929 roku na rogu ulic Pomorskiej i Wschodniej, tuż przy piwiarni Icka Leipcigera o nazwie "Kokolewole" (później nazwę zmieniono na "Kokolobolo") doszło to starcia dwóch szefów "Bratniej Pomocy". Balberman rzucił się na Maksa, jednak Bornsztajn wyjął rewolwer i kilkukrotnie strzelił do przeciwnika. Podczas ucieczki został zatrzymany przez policję w okolicach Placu Wolności.
Maks na proces czekał w więzieniu. Gdy 16 stycznia 1930 roku rozpoczęła się rozprawa, wydarzeniem tym żyła cała Łódź. Wszystkie miejscowe gazety ze szczegółami rozpisywały się na temat szczegółów procesu. "Ilustrowana Republika" donosiła tego dnia:
"Oskarżony zeznaje z zupełnym spokojem. Opowiada on, że w kilka miesięcy przed zabójstwem Balberman w towarzystwie Szyi Zylberszaca (pseudonim "Magnat") i herszta Matla Paciorkowskiego (pseud. "Bazmak") zgłosili się doń jako delegaci stowarzyszenia "Bratnia Pomoc" i zmusili go do ofiarowania datku rzekomo na posag dla biednych panien. (...) Po drugiej wizycie postanowił on przekonać się, czy kwestarze istotnie asygnują uzbierane pieniądze na rzecz bezposażnych panien. Gdy przekonał się, iż w rzeczywistości cała gotówka idzie do kieszeni kierowników stowarzyszenia (...) o fakcie tym donióśł jednemu z łódzkich pism (...)"
Bornsztajn sam był kierownikiem stowarzyszenia, więc tak naprawdę zeznawał przeciwko sobie. Dwudziestu kilku świadków tego wydarzenia zeznało zgodnie, że Maks strzelał w obronie własnej. Sąd uwierzył, że w samoobronie można oddać kilka strzałów, nawet gdy ofiara leży już na ziemi w kałuży krwi. Tym samym zapadł wyrok uniewinniający Bornsztajna. Maks natychmiast po wyjściu z sądu udał się do redakcji "Expressu" i osobiście podziękował dziennikarzom gazety. Na koniec powiedział do nich:
"Jak ktoś z was znajdzie się w potrzebie, niech przyjdzie do mnie. Wszystko się załatwi."
NA KŁOPOTY... BORNSZTAJN!
Po zabójstwie Balbermana bała się go cała Łódź, a korzystny dla niego wyrok sądu dał mu w mieście status nietykalnego. Bornsztajn w pełni korzystał ze swojego nowego statusu. Nosił przy sobie nawet wycinki z gazet z artykułami na temat dokonania przez niego zabójstwa swojego konkurenta. Jak sam mówił - na wypadek, gdyby spotkał kogoś, kto go nie zna. "Bratnia Pomoc" była już spalona, więc Maks musiał szukać innego źródła dochodu. W swoim mieszkaniu na ulicy Sienkiewicza 9, otworzył "Biuro Próśb i Podań - Obrona". Jego klientami stali się ubodzy Żydzi z Bałut, którzy ucierpieli z powodu nieuczciwości innych mieszkańców. Za skromną opłatą mogli liczyć na pomoc, powołanego przez Bornsztajna, specjalnego patrolu interwencyjnego, w skład którego wchodziło kilku potężnie zbudowanych dżentelmenów, uzbrojonych w takie narzędzia perswazji jak pistolety, noże i kastety. Na polecenie Maksa, to oni pierwsi wyruszali na pomoc pokrzywdzonym. A skuteczność mieli niemal stuprocentową. Jedną z pierwszych osób, która się o tym przekonała był Leon Goldman, który po swojej nocy poślubnej zniknął z całym posagiem panny młodej. Po spotkaniu z patrolem trafił do szpitala.
Maks był częstym gościem łódzkiego Grand Hotelu. Handlował tu złotem, a także spotykał się ze śmietanką towarzyską Łodzi. |
Znany jest także przypadek znakomitego skrzypka żydowskiego, Bronisława Hubermana, który na początku lat 30. pojawił się w Łodzi na gościnnych występach. Zaraz po przyjeździe skradziono mu bardzo cenne skrzypce "Stradivariusa". Prawdopodobnie do kradzieży doszło już na dworcu. Policja nie potrafiła ich odnaleźć, więc jeden z oficerów znowu poprosił o pomoc Ślepego Maksa. Bornsztajn zarządził akcję poszukiwawczą. Po 12 godzinach skrzypce w nienaruszonym stanie wróciły do właściciela. Skrzypek w ramach wdzięczności miał później kilka razy grać Maksowi w jego mieszkaniu podczas obiadu.
"Na Bałutach w swoim domu
Kamienicznik, zwykły drań,
Wdowę krzywdzi, dziatki krzywdzi.
Czy nie będzie siły nań?
Czekaj ty, kamieniczniku,
Krótka będzie władza twa,
Idzie właśnie ślepy Maks
I ci dobrze w dupę da.
Wdowa już w swoim mieszkaniu,
Wszyscy w koło cieszą się,
Ślepy Maks swoje zrobił.
Jak to zrobił – każdy wie.
Kamienicznik czołga się,
Ślepy Maks mu mordę skwasił,
Oko podbił, zęby wybił,
Morał z pieśni: nie czyń zła."
Kim był kamienicznik i jaką krzywdę wyrządził biednej wdowie? Dziś już nikt tego nie wie. Nie zmienia to jednak faktu, że w oczach Łodzian Bornsztajn ze zwykłego gangstera zmienił się w ludowego bohatera, niosącego pomoc udręczonym mieszkańcom międzywojennej Łodzi. Menachem, jak przystało na króla podziemnego świata, pojawiał się z najdroższych restauracjach, modnych knajpach i teatrach. Spotykał się z ludźmi z pierwszych stron gazet. Był też honorowym gościem na stadionie ŁKS-u, któremu od zawsze kibicował.
ANONIMY PRAWDY
Nieistniejąca już restauracja "Tivoli" na ulicy Przejazd 3 (dzisiaj Tuwima). Ulubiona restauracja Maksa, gdzie załatwiał większość swoich interesów. |
"JA JESTEM ŚLEPY MAKS!"
Zawiadomienie o skazaniu Bornsztajna w 1935 roku na 5 lat więzienia. |
"Pan widocznie nie zna mnie jeszcze. Ja jestem Ślepy Maks, mam w urzędzie stosunki, niech mnie pan tu nie wzywa!"
6 maja 1935 roku sprawiedliwość zwyciężyła. Tego dnia w łódzkim sądzie okręgowym przy placu Dąbrowskiego rozpoczął się proces Menachema Bornsztajna. Akt oskarżenia liczył 59 stron, a akta śledztwa ponad 1000. Zeznawało 150 świadków - między innymi policjanci, klienci biura, prostytutki, sutenerzy, złodzieje, jego pracownicy i ofiary. Sześc dni później na sali sądowej doszło do sensacji - Ślepy Maks zeznał, że był policyjnym informatorem (konfidentem). Wyszło na jaw, że "król podziemia" współpracował z inspektorem Alfredem Noskiem, z którym często spotykał się w swojej ulubionej restauracji "Tivola" na ulicy Piotrkowskiej. W zamian za policyjną nietykalność wydawał organom ścigania pospolitych bandziorów.
Maks bronił się zaciekle przed sądem, a jego słowa przytaczała łódzka "Ilustrowana Republika":
"Ja zawsze broniłem słabszych i tych, którym było źle. Teraz mnie wszyscy opuścili i są przeciwko mnie. Dlatego proszę sąd, żeby mnie wziął w obronę."
Sąd nie dał wiary jego słowom i 20 grudnia 1935 roku skazał Bornsztajna na 5 lat więzienia oraz utratę praw obywatelskich. Alfred Nosek za współpracę z gangsterem otrzymał wyrok 18 miesięcy pozbawienia wolności.
W kwietniu 1939 roku Menachem Bornsztajn został zwolniony z więzienia. W celi spędził trzy i pół roku.
GANGSTERSKA INTUICJA
Nieznane zdjęcie Ślepego Maksa w "Litzmannstädter Zeitung". |
"Tutaj będzie zagłada, koniec świata. Obym nie dożył tej chwili."
Wojnę zamierzał przeczekać w Związku Radzieckim. W pierwszych dniach września 1939 roku uciekł do Łucka na Wołyniu (dzisiejsza Ukraina). Gdy 17 września inwazji na Polskę dokonała Armia Czerwona, Maks otrzymał propozycję nie do odrzucenia - przyjmie obywatelstwo sowieckie lub trafi do gułagu. Wybrał to drugie, w skutek czego został zesłany do Kazachstanu. Miał tam pracować dopóki nie umrze z wycieńczenia, jednak "Dyktator z Bałut" nie należał do ludzi słabych. Na przekór Sowietom - przeżył...
"Litzmannstädter Zeitung" w dniu 16 maja 1943 roku opublikował nieprawdziwy artykuł o śmierci "żydowskiego gangstera" - Śłepego Maksa. |
Do swojej ukochanej Łodzi "król podziemia" powrócił na początku roku 1946. Jednak miasto nie przypominało już obrazu, który znał Bornsztajn. Nie był to już jego świat... Rafał Geremek, autor książki "Ziemia zwana obiecaną. Opowieści o żydowskiej Łodzi" napisał:
"Swojej pozycji już nie odbudował, bo nie było Żydów, którymi mógłby rządzić. Poza tym w totalitarnym państwie takiej władzy, jaką miał gangster przed 1939 rokiem, nikt po wojnie nie tolerował."
MANEKIN Z DZWONECZKAMI
Kamienica przy ulicy Gdańskiej 26. Tutaj Bornsztajn mieszkał po wojnie. W mieszkaniu tym znajdował się legendarny manekin z dzwoneczkami. |
"Ślepy Maks. Historia łódzkiego Ala Capone". Książka autorstwa Remigiusza Piotrowskiego. |
Wiele spekulowano na temat kontaktów Ślepego Maksa z Urzędem Bezpieczeństwa. Łódzki "król podziemia" miał być rzekomo donosicielem w Nadzwyczajnej Komisji do Walki ze Spekulacją. Jest to mało prawdopodobne, a IPN nie posiada teczki Menachema Bornsztajna w swoich archiwach. Prawdą natomiast jest to, że Maks często był nachodzony przez funkcjonariuszy Służby Bezpieczeństwa.
Bornsztajna podejrzewano również o kontakty z Polską Partią Socjalistyczną. Według tej plotki, miał wspierać Józefa Cyrankiewicza (premier PRL w latach 1947–1952 i 1954–1970), co dawało mu ochronę organów ścigania i właśnie dzięki temu Ślepy Maks mógł spokojnie rządzić łódzkim światem przestępczym w okresie PRL-u.
Rewelacje te nie są potwierdzone żadnymi materialnymi dowodami, ani źródłami, więc z całą pewnością można je potraktować wyłącznie jako "miejska legenda".
ŻONA, KTÓRA WIEDZIAŁA ZA MAŁO...
Grób Bornsztajna na Cmentarzu Żydowskim w Łodzi. W tle fragment mauzoleum Izraela Poznańskiego. |
Dziś wdowa po Maksie żyje w łódzkiej dzielnicy Chojny, z dala od dziennikarzy i żądnych sensacji historyków. Rzadko udziela wywiadów i bardzo niechętnie opowiada o swoim mężu. Jeśli już zdecyduje się na wypowiedź, to wszystkim plotkom stanowczo zaprzecza:
"Była wojna, a przedtem siedział w więzieniu. (...)Maks po wojnie bogaty nie był. Nie chcę rozmawiać, bo już tyle razy zostałam skrzywdzona, takie rzeczy o mnie pisano, że mi przykro było. Jak ktoś mógł powiedzieć, że on mnie kupił. Moja matka pracowała u niego po wojnie. Sprzątała w domu, gotowała. Jestem samotna, nie mam dzieci, życie okropnie mnie doświadczyło. (...)Nic nie wiem o jego współpracy ze Służbą Bezpieczeństwa(...)"
Zaprzecza też jakoby u nich w mieszkaniu kiedykolwiek znajdował się słynny manekin z dzwoneczkami:
"Nic takiego u nas w domu nie było. Żadnego manekina. Nie wykluczam jednak, że Maks uczył jakiegoś złodziejskiego fachu. Ja dokładnie nie wiem, czym on się zajmował."
Tablica na grobie Ślepego Maksa. |
Menachem Bornsztajn zmarł 18 maja 1960 roku w Łodzi. Został pochowany na łódzkim Cmentarzu Żydowskim przy ulicy Brackiej. Miejsce jego ostatniego spoczynku stało się symboliczne, gdyż naprzeciwko grobu Ślepego Maksa znajduje się mauzoleum Izraela Poznańskiego (1833-1900), fabrykanta i przemysłowca, który nazywany jest łódzkim "królem bawełny".
Wdowa twierdzi jednak, że miejsce zostało wybrane przez czysty przypadek:
"Poszłam do gminy żydowskiej i takie mi miejsce wyznaczyli. Tylko ludzie potem się śmiali, że taki biedak leży obok takiego wielkiego bogacza."
Przypadek czy nie - tak oto spoczęli obok siebie dwaj legendarni łódzcy Żydzi. Dwaj "królowie" swoich światów - dwóch tak bardzo różnych światów...
POSTSCRIPTUM...
Postać szlachetnego gangstera trafiła do łódzkiej popkultury. Powstało nawet piwo o nazwie "Ślepy Maks". |
Na kanwie losów "łódzkiego Janosika" powstała gra miejska "Łap złodzieja", rozgrywająca się w kilku miejscach związanych z jego przestępczą działalnością. Menachem Bornsztajn, który przed wojną był analfabetą (czytać i pisać nauczył się dopiero po wojnie) obecny jest kulturze jako bohater wielu książek, takich jak "Ballada o Ślepym Maksie" Arnolda Mostowicza, "Reporter przed konfesjonałem" Adama Ochockiego, "Szczury ze złego miasta" Jacka Indelaka, czy "Perkalowy dybuk" Konrada Lewandowskiego. W roku 2014 ukazała się świetna książka "Ślepy Maks. Historia łódzkiego Ala Capone" Remigiusza Piotrowskiego, która z powodzeniem próbuje oddzielić prawdę o "dyktatorze z Bałut" od legend i mitów.
Ślepy Maks, wbrew swojej religii żydowskiej, nigdy nie stronił zarówno od alkoholu, jak i od wieprzowiny, którą uwielbiał. Zawsze, gdy w restauracji inni Żydzi zwracali mu uwagę, że nie powinien jeść szynki, która pochodzi od świni (hebr. chazir, jid. chazer), Maks zaczynał śmiać się głośno, a potem mówił z charakterystycznym dla niego poczuciem humoru:
"Chazer nie chazer, grunt by się człowiek nażer!"
Bardzo ciekawe informacje i bardzo wartosciowy Blog.
OdpowiedzUsuńŚwietny tekst, trochę niedopowiedzenia, dużo kontrowersji i dużo emocji. Takie długie teksty są zdecydowanie powodem, dla którego czytam ten blog.
OdpowiedzUsuńCiekawy tekst, tym bardziej że mieszkam w Łodzi
OdpowiedzUsuńW teatrze Nowym jest wystawiana sztuka o Ślepym Maksie. Wczoraj byłam i muszę powiedzieć że jest bardzo dobra. Pozdrawiam Ola
OdpowiedzUsuńBardzo ciekawy tekst, gratuluję autorowi. PS Zachęcam do zajrzenia do grudniowego numeru magazynu "Nasza historia" (miesięcznik historyczny Dziennika Łódzkiego), znajdzie Pan tam kolejne tropy. Pozdrawiam Remek Piotrowski
OdpowiedzUsuńDziękuję Panie Remku za dobre słowa. Jest mi niezmiernie miło, zwłaszcza, że jest Pan bezdyskusyjnym znawcą losów Ślepego Maksa. Po "Naszą Historię" właśnie sięgam i zapowiada się niezwykle interesująco, więc polecam ten artykuł wszystkim, którzy chcieliby się dowiedzieć o Maksie czegoś więcej! Pozdrawiam:)
UsuńW 1963r. Zbigniew Nienacki napisał Kryminał pt. "Laseczka i tajemnica". Czytałem go co prawda kilkanaście lat temu, ale o ile dobrze pamiętam to w fabułę wpleciona jest postać Ślepego Maksa. W każdym razie są wspomnienia dawnych Bałut i dawnych zbrodni.
OdpowiedzUsuńMateriał na rewelacyjny film coś w stylu "Dawno temu w Ameryce". Zresztą w Hollywood już dawno by to zrobili. Poza tym blog rewelacja!!!
OdpowiedzUsuńBardzo interesujaca historia ,ktorej nie znalem.
OdpowiedzUsuńNie jestem z Lodzi , wiec chyba to jest powodem.
Fajna postać i legenda, pięknie i dokładnie przez Pana opisana.Nasz dziadek wychował się przy ul.Żabiej,a po wojnie zamieszkał przy Limanowskiego 6.Znał wszystkich bandziorów, bo sam też był rozrabiaką.Pseudo "Ślepy Maks" przewijało się w jego opowieściach,ale tylko pozytywnie i dlatego ten "bałucki Janosik" jest naszym bohaterem i na jego cześć nazwaliśmy pizzerię przy Bałuckim Rynku. Pizzeria "Ślepy Maks" to nasze podziękowanie dla pięknej historii Bałut : ) Nika i Markus
OdpowiedzUsuńCzyli po wojnie z gangstera skonczyl jako kapus UB, skoro chandlowal dewizami i mial na to pozwolenie od okupanta ! Ale czego oczekiwac od tej nacji!
OdpowiedzUsuńCzyli swoje niczym nie uzasadnione domniemania uznałeś za historyczną prawdę? Tak geniuszu? Bo tak ci nakazał genetyczny antysemityzm? Długo nad tym dumałeś?
OdpowiedzUsuńAle czego oczekiwać po tej nacji - żydowskiego rozumu? Rozumu Polaków nikt jeszcze nie nauczył i ty jesteś na to najlepszym dowodem. A dowodem na wysoki poziom twojej inteligencji i wykształcenia, okraszonej malowanym patriotyzmem - jest znajomość języka ojczystego i szacunek dla niego, który tu zaprezentowałeś. Pomijam składnię i brak polskich znaków. Ale "Chandlował" to nawet Maks by nie napisał, mimo że przez większość życia był analfabetą... ;)
Co i tak nie zmienia faktu, że formatem przerastał taką miernotę jak ty o kilkadziesiąt poziomów. I w odróżnieniu od ciebie, jakoś się w historii tego miasta i kraju zapisał...
wspaniała i miażdżąca riposta ! :-)
Usuńwspaniale miażdżąca riposta ! :-)
UsuńKolejny bohater, bo oczywiście wiadomego pochodzenia. Pejsactwo zawsze kreowało i popierało inne pejsactwo, nie ważne że pochodzące z nizin społecznych. Żyd do roli goja nigdy się nie zniżył. "Nauka" talmudu- najbardziej nienawistnej księgi, wryła się w ich betonowe umysły aż nadto.
OdpowiedzUsuń