Są na świecie takie budowle, które mimo, że szerzej nieznane, skrywają w sobie mroczną tajemnicę. Jednym z takich miejsc są ruiny sanatorium Waverly Hills, położone w amerykańskim miasteczku Louisville, w stanie Kentucky. Ta monumentalna budowla, przypominająca bardziej fortecę wojskową niż szpital dla ciężko chorych, straszy dziś swoim posępnym wyglądem. Jednak o wiele bardziej przerażająco wygląda wnętrze tego kompleksu. To właśnie w tym miejscu, w pierwszej połowie XX wieku, z powodu plagi gruźlicy, jaka nawiedziła Kentucky, umarło około 63 tysiące pacjentów. Przyczyniło się to do powstania legendy o jednym z najbardziej przerażających miejsc w Stanach Zjednoczonych...
Długie, ciemne i mroczne korytarze z odrapanymi ścianami oraz puste gabinety personelu medycznego. Taki widok czeka na każdego, kto odwiedzi Waverly Hills. Stare, pamiętające poprzednią epokę drzwi, okna, jadalnie i balkony oraz ciche place porośnięte dziś krzakami stały się niemymi świadkami dramatu kilkudziesięciu tysięcy kobiet, mężczyzn i dzieci, którzy przyjechali tutaj, aby wyzdrowieć. W czasach, kiedy nie znano jeszcze pomocnego antybiotyku na tą straszną chorobę, pacjenci skazani byli na nieco prymitywne sposoby leczenia oraz na eksperymenty medyczne. Przyniosło to jednak dla nich więcej szkód niż pożytku. Ciężko chorzy ludzie, trwając w nadziei nie wiedzieli, że już nigdy nie opuszczą murów tego sanatorium...
WŚRÓD LASÓW I BAGIEN KENTUCKY...
Napis nad główną bramą sanatorium Waverly Hills. |
Jedną z ulubionych lektur panny Harris była nowela Scotta napisana w roku 1814 - "Waverley or 'This sixty years since" ("Waverley czyli Sześćdziesiąt lat temu"), opowiadająca o Angliku Edwardzie Waverley, który na pograniczy szkocko-angielskim walczył o przywrócenie do władzy szkockiej dynastii Stuartów. Zaproponowała swojemu pracodawcy nazwanie małej szkółki na cześć swojego ulubionego bohatera. Pan Hays nie widział przeciwwskazań i od tego momentu nad drzwiami pojawił się napis "Waverley School" ("Szkoła Waverley"). Nazwa ta tak bardzo spodobała się Haysowi, że niedługo potem cały swój majątek ochrzcił nazwą "Waverley Hill" ("Wzgórze Waverley").
Widok z dachu Waverly Hills na przedmieścia Louisville i lasy hrabstwa Jefferson. |
"BIAŁA PLAGA" W HRABSTWIE JEFFERSON
Wózek służący do przewożenia pacjentów sanatorium. |
Prymitywne sposoby leczenia tej choroby i brak odpowiednich badań na początku XX wieku skutkowały tym, że gruźlicę uznawano wtedy za chorobę śmiertelną. Co prawda, próbowano z nią walczyć wszelkimi możliwymi w tamtych czasach sposobami. Chorych starano się izolować i poddawać leczeniu klimatycznemu (długotrwały wypoczynek na świeżym powietrzu). Nie wiedziano praktycznie nic na temat tej choroby, a brak leków bakteriobójczych sprawiał, że walka ta była z góry skazana na porażkę. Dla każdego pacjenta zdiagnozowana gruźlica była wyrokiem śmierci...
Dzieci chore na gruźlicę, bawiące się na dachu Waverly Hills podczas "kąpieli słonecznych". |
ZGUBIONA LITERKA
Pierwszy, jeszcze drewniany, budynek sanatorium. |
Jednoosobowy pokój dla pacjentów będących w najcięższym stanie. Swoim komfortem przypominał więzienną celę. |
Gruźlica zbierała coraz większe żniwo, więc szybko postanowiono rozbudować ośrodek. W pierwszej połowie 1911 roku władze miasta Louisville rozpoczęły przygotowania do budowy nowych skrzydeł. Przeznaczono na ten cel 25 000 dolarów. Miało to dać możliwość leczenia nawet najcięższych przypadków choroby. W sierpniu 1912 roku wszyscy pacjenci zostali wykwaterowani z budynku i przeniesieni do tymczasowych kwater w namiotach na terenie Waverly Hills, a prace rozbudowy ruszyły pełną parą. Starając się jak najszybciej ukończyć prace nie przywiązywano zbytniej wagi do estetycznego wykończenia wnętrz szpitala. W większości pomieszczeń brakowało tynku na ścianach, gniazdka elektryczne zwisały ze ścian, a kable elektryczne wiły się pod nogami. Nie było czasu na poprawki. Już cztery miesiące później (w grudniu) otworzono szpital ponownie. Przyjęto 40 nowych pacjentów, jednak rozbudowa obiektu trwała dalej. w roku 1914 dodano kolejnych 50 łóżek, dzięki czemu możliwości szpitala zwiększono do 140 miejsc. Zaczęto przyjmować również dzieci.
W związku z dużą wilgotnością tego terenu, drewniane konstrukcje szybko niszczały, gnijąc i stając się siedzibą pleśni. Postanowiono więc wybudować nowy betonowy budynek. Stworzono projekt pięciopiętrowego murowanego obiektu z miejscami dla 400 chorych. W marcu 1924 roku rozpoczęto budowę, którą ukończono dwa lata później. 17 października 1926 roku Waverly Hills ponownie otwarto.
Zespół sanitariuszy na schodach przed głównym wejściem do budynku Waverly Hills. Zdjęcie z roku 1924. |
NIESZCZELNA IZOLACJA
Lekarz i pielęgniarka podczas jednego z zabiegów medycznych w Waverly Hills. Rok 1922. |
Sanatorium zostało zaopatrzone w pocztę z własnym kodem pocztowym. Zbudowano również własny system uzdatniania wody pitnej. Personel medyczny wraz z pacjentami prowadzili własny ogród owocowo-warzywny. Na terenie budynku znajdowała się również piekarnia i rzeźnia. Starano się izolować pacjentów, jednak nie zabroniono im kontaktu z członkami własnych rodzin. Spotkania takie były jednak ściśle kontrolowane i poddane wielu ochronnym procedurom. Odwiedzający swoich chorych krewnych przyjeżdżali do ośrodka w ściśle określonych terminach, a podczas spotkania musieli zakładać ochronne stroje. Nie wiedziano jeszcze wtedy, że gruźlica bardzo skutecznie rozprzestrzenia się przez powietrze, którym oddychali zarówno pacjenci, jak i osoby zdrowe. Doprowadzało to często do sytuacji, że zdrowi ludzie wyjeżdżali z sanatorium do swoich domów już zakażeni. Przenosili później zarazę na kolejnych ludzi, z którymi mieli kontakt.
Sanatorium Waverly Hills na początku lat 40. XX wieku. |
KURACJE RODEM Z HORRORÓW
Laboratorium. Fotografia z roku 1922. |
Początkowo nadzieję na skuteczną walkę z gruźlicą dawała helioterapia. Wierzono, że odpowiedni klimat i duża dawka światła słonecznego może znacząco zminimalizować objawy choroby, a przy odrobinie szczęścia nawet ją pokonać. Dla tego celu część pomieszczeń w Waverly Hills przerobiono na "pokoje słoneczne". Tam niektórzy pacjenci zostawali wystawieni na działanie naturalnego światła słonecznego. W nocy słońce zastępowały lampy ultrafioletowe. Oprócz specjalnych pomieszczeń, podczas tej terapii wykorzystywano również dach budynku. Problem polegał na tym, że zabiegi te musiały być wykonywane o każdej porze roku - również zimą. Często pacjenci podczas mroźnych dni byli przykrywani kocami. Leczenia nie przerywano nawet, gdy padał śnieg.
Pacjenci zaczęli być zmuszani do udziału w najróżniejszych, często bardzo bolesnych zabiegach. Lekarze bez doświadczenia coraz bardziej eksperymentowali na nich, co skutkowało niebezpiecznymi okaleczeniami chorych. Pacjenci wywożeni z sal operacyjnych mieli ciała nienaturalnie zniekształcone lub pokryte ogromną ilością szpetnych blizn. Na ludziach znajdujących się w najcięższym stanie przeprowadzano zabieg torakoplastyki, który polegał on na wycięciu kilku żeber, Tak aby zrobić więcej miejsca na sztucznie powiększane płuca, do których wszczepiano balony wypełnione powietrzem (czasami zwykłym piaskiem), których zadaniem było wywołanie sztucznej odmy płucnej. Zabieg taki traktowano jednak jako ostateczność, gdyż prawie zawsze próba taka kończyła się śmiercią pacjenta. Według znanych źródeł, tylko kilka osób przeżyło taką operację.
Pacjentki w trakcie helioterapii, w jednym z pomieszczeń przerobionych na "pokój słoneczny". |
KONIEC GRUŹLICY - POCZĄTEK PLOTEK
Stoły do sekcji zwłok w kostnicy Waverly Hills zostały udostępnione zwiedzającym sanatorium turystom. |
Rzeczy pozostawione przez personel medyczny, który opuścił sanatorium po jego zamknięciu. Dziś można je oglądać na specjalnej wystawie w Waverly Hills. |
Anonimowi informatorzy podawali szokujące liczby, które dochodziły nawet do kilkudziesięciu tysięcy przypadków śmiertelnych. Dziś spekuluje się, że całkowita liczba zgonów w Waverly Hills wynosić może nawet 63 tysiące! Do tego wszystkiego, ci sami ludzie (którzy mieli być byłymi pracownikami) twierdzili zgodnie, że dochodziło tam do wielu nadużyć i nieludzkiego traktowania pacjentów. Stosowanie kar cielesnych za nawet najmniejsze przewinienia, głodzenie chorych i tajemnicze samobójstwa (również wśród personelu medycznego) miały być nieodłącznym elementem codziennego życia w Waverly Hills. W pożarze całkowitemu zniszczeniu uległ także drewniany dom pierwszego właściciela majątku - Thomasa H. Haysa, który służył jako akademik dla pielęgniarek. Pojawiły się pogłoski, że w miejscu tym dochodziło do molestowania seksualnego mieszkających tam kobiet przez męską część personelu.
Podjazd i główne wejście do Waverly Hills. Fotografia z roku 1940. |
TUNEL ŚMIERCI
"Tunel śmierci" zwany również "zjeżdżalnią ciał". Na zdjęciu wyjście po drugiej stronie wzgórza, przez które wynoszono zwłoki. |
Wnętrze "tunelu śmierci". Szacuje się, że tą drogą wyniesiono 63 tysiące ciał. |
TAJEMNICA PIĄTEGO PIĘTRA
Wejście do owianego złą sławą pokoju 502. |
Co ciekawe - z piątym piętrem wiąże się jeszcze inna tragiczna opowieść. W roku 1932 jedna z pielęgniarek wypadła z okna, a jej martwe ciało znaleziono na szpitalnym dziedzińcu. Nie wiadomo, czy był to tylko nieszczęśliwy wypadek, czy kolejne samobójstwo. Niektórzy pacjenci po opuszczeniu sanatorium twierdzili, że kobieta została wypchnięta celowo. Dowodów na morderstwo oczywiście brak...
Doniesień o tajemniczych samobójstwach na piątym piętrze było więcej. Niektórzy badacze doszukują się tutaj zbieżności z faktem, że właśnie na tym piętrze leczono przypadki pacjentów zdradzających objawy chorób psychicznych. Po nieudanych zabiegach, zgony pacjentów miały być pozorowane na samobójstwo. Czy dowody na to kryła dokumentacja medyczna, która została zniszczona przez pożar? Tego nie wiadomo, pozostają więc domysły i spekulacje...
Panorama Waverly Hills. |
DOM (NIE)SPOKOJNEJ STAROŚCI
Waverly Hills jako Woodhaven Geriatric Center. Zdjęcie z lat 70. XX wieku |
Opustoszałe ruiny Waverly Hills przyciągają wielu turystów i miłośników tajemniczych historii. |
POSTSCRIPTUM...
Puste korytarze straszą dziś swoim wyglądem, przypominając o tragicznych losach pacjentów Waverly Hills. |
W roku 2001 małżeństwo Mattingly (Tina i Charlie) zakupiło posiadłość z zamiarem odrestaurowania jej i przekształcenia w hotel dla turystów, którzy coraz liczniej odwiedzają Waverly Hills. Zainteresowanie tym miejscem ma również związek z pojawiającymi się coraz częściej doniesieniami o zjawiskach nadprzyrodzonych, których można doświadczyć spacerując dawnymi korytarzami sanatorium. "Łowcy duchów" masowo pojawiający się w Waverly Hills są doskonałą reklamą przyciągającą całą rzeszę ludzi wierzących w zjawiska paranormalne. Razem z nimi pojawiają się dolary, które właściciele obiektu chętnie liczą i jeszcze bardziej podsycają pogłoski o tym, jakoby Waverly Hills, wskutek swojej tragicznej i mrocznej historii, było jednym z najbardziej "nawiedzonych miejsc" w Stanach Zjednoczonych. Jak powszechnie wiadomo, Amerykanie uwielbiają opowieści o duchach i nawiedzonych domach. Często gotowi są słono zapłacić za możliwość przebywania w takich miejscach, a każdy nierozpoznany przez nich odgłos lub nieznane zjawisko optyczne biorą za dowód na istnienie duchów. Płacą, więc wymagają. I kto im tego zabroni...?
Świetny wpis i ogólnie blog.
OdpowiedzUsuńNo wygląda bardzo mrocznie więc się nie dziwie, że niektórzy się boją tego
OdpowiedzUsuńŚwietny blog. Zapraszam do odwiedzenia mojej strony www.xeibos.pl
OdpowiedzUsuńSzok,i to jest właśnie honor wykształconych elit medycyny.Prawdziwi nauczyciele sławnego Mengele.
OdpowiedzUsuńCiekawe jak by tak poszukać u nas.Może by się coś znalazło.
Bardzo ciekawy artykuł no i blog na 5 plus.MD
Jest w Polsce kilka miejsc, które swoją tajemniczością i mroczną historią wcale nie ustępują Waverly Hills. Problemem jest tylko dotarcie do wiarygodnych źródeł, tak by bez żadnych wątpliwości oddzielić fakty od fikcji.Najlepszym tego przykładem może być dawna kopalnia uranu w Miedziance, na Dolnym Śląsku.
Usuńsuper artykuł bardzo ciekawie napisany
OdpowiedzUsuńBardzo ciekawe.
OdpowiedzUsuńNiesamowicie ciekawy artykuł, trafiłam na niego niedługo po tym, jak sama zaczęłam się interesować tym miejscem. Chciałabym wiedzieć więcej na ten temat i wydaje mi się, że pomogłaby mi w tym ta autobiografia, o której była mowa. Niestety nie mogę jej znaleźć :/ Mam nadzieję, że ktoś napisze komentarz z tytułem tej autobiografii - z góry serdecznie dziękuję .
OdpowiedzUsuńW artykule mowa jest o książce pulmonologa z Louisville, w stanie Kentucky, doktora J. Franka W. Stewarta pod tytułem "Sunrise, Sunset: An Autobiography" z roku 1991.
UsuńKsiążka ta nie została wydana w Polsce ale można ją kupić na amerykańskich serwisach zakupowych - oczywiście wyłącznie w wersji angielskiej.
Dawajcie Zbieramy jakomś ekipe i tam jedziemy na Jedną no
OdpowiedzUsuńSmutna historia. Jedyne, co mnie ciekawi, czy gruźlica zawsze była wyrokiem śmierci. Cesarzowa Sissi też miała zmiany gruźlicze, jednak w jej przypadku zmiana klimatu, dosłownie i w przenośni (bo życie na dworze austriackim nie dało jej przecież szczęścia), pomogła i Sissi żyła jeszcze długie lata, nawet po wszystkim urodziła trzecią córkę.
OdpowiedzUsuń