Była więźniarką Auschwitz, Ravensbrück i Neustadt-Glewe. Przetrwała okrutne eksperymenty medyczne i zabójczy marsz śmierci. Do Oświęcimia trafiła przed swoimi dziewiętnastymi urodzinami. Dziś, ponad siedemdziesiąt lat po wojnie, Zofia Posmysz zdecydowała się po raz pierwszy opowiedzieć całą swoją historię. W swojej książce „Królestwo za mgłą” w zupełnie inny sposób ukazała przerażający obraz zła, jakie jeden człowiek może wyrządzić drugiemu. Zła, które młoda kobieta musiała oswoić i zrozumieć, bo tylko tak mogła przeżyć. Jej się udało. Jako jedna z nielicznych opuściła Królestwo...
Zofia Posmysz w swoim Królestwie otrzymała numer 7566. (fot. Magdalena Kuc) |
„Kto trafiał do Królestwa, ten już w nim zostawał” – takimi słowami Zofia Posmysz zwraca się do czytelników. Nie obóz koncentracyjny, ale Królestwo. Takie trochę bajkowe, pełne czarów i magii, trochę dziecięcej naiwności, i nadzieje, które każdego kolejnego dnia umierały na nowo. Królestwo pozwoliło jej przeżyć koszmar wojny. Tylko w taki sposób umiała pogodzić się ze złym losem, który ją spotkał. I przezwyciężyć swój ból – ten psychiczny dużo większy był niż fizyczny. Tylko ucieczka w bajkową krainę potrafiła u niej stworzyć pewnego rodzaju płaszcz ochronny przed śmiercią. To był jej sposób…
Ci, którzy tego sposoby nie mieli przestawali być ludźmi. Znikali w oczach, tracąc najpierw wiarę, potem nadzieję, a na końcu życie. Ona jako jedna z niewielu nadzieję zachowała do samego końca. Może trochę pomógł jej w tym pewien niezwykły dar – Zofia Posmysz potrafiła zajrzeć nawet w najczarniejsze zło i dostrzec tam coś, czego nikt nie spodziewał się tam ujrzeć. Widziała tam cząstkę dobra…
Nawet jeśli tego dobra tam nie było, młoda dziewczyna starała je sobie stworzyć. Potrzebowała tego, ponieważ wiedziała, że tylko dzięki dobru może wygrać. Inni więźniowie często potępiali ją za taki charakter. Tym innym się nie udało – Zofii tak. Dobro zwyciężyło nad złem.
Autorka mówi jasno, że nie wszyscy Niemcy byli źli, nie wszyscy byli nazistami. Okrucieństwo nie zależy od narodowości ale od człowieka. To w nim się rodzi, rozwija i panuje. Ze strony tych ludzi Zofia doświadczyła wszystkiego, co najgorsze. Nieludzkie warunki życia w barakach, głód, choroby, eksperymenty medyczne, cierpienie, śmierć bliskich, piekło codziennego życia obozowego. A mimo wszystko kobieta potrafi dzisiaj wspominać nie tylko te złe chwile – pamięta również dobre. Nie było ich może zbyt wiele i mówić dziś o nich jest wielką sztuką ale Zofia Posmysz mówić o tych momentach potrafi. I nie ukrywa, że w Auschwitz doświadczyła również dobroci ze strony innych ludzi. Były momenty małych radości, których doświadczała w wymyślonym przez siebie „bajkowym” świecie. Wbrew wszystkim krytycznym głosom autorka wspomina również, z pewnym wyrazem sympatii, o jednej esesmance, której zawdzięcza życie.
„Za siedmioma rzekami, za siedmioma górami było sobie Imperium Rycerzy Trupiej Czaszki. Mnie najbardziej podoba się inna nazwa: Kolonia. Ale nie używajmy jej teraz. Mówmy: Królestwo. (…) Było to potężne Królestwo, w którym panował przepotężny król. Przepotężny – tak się pisze w bajkach. Ja widziałam go tylko raz, a w zasadzie tylko jego plecy. Siedział zamyślony i słuchał tkliwego brzmienia skrzypiec. Słuchał w taki sposób, że znać było umiłowanie muzyki. Pewnie gdyby mógł, słuchałby skrzypiec godzinami, ba, całymi dniami, ale… niestety. Był królem i musiał planować nowe podboje. Bo pod tym względem on i jego Królestwo byli nienasyceni. Jakby wciąż głodni. Król ciągle powiększał swoje imperium.
Co jakiś czas granice Królestwa przesuwały się i nigdy nie było wiadomo, czy pewnego razu nie będziemy musieli znowu się gdzieś przeprowadzić. Widocznie król toczył gdzieś daleko zwycięskie boje, bo łupy, jakie zjeżdżały z najdalszych nawet stron, były przebogate. Do Królestwa nie można się było dostać na piechotę. Nic z tych rzeczy! Jedynie pociągiem. Pociągi były jak z baśni. Ciągnęły je piękne, wielkie i czarne lokomotywy. Jak spienione rumaki buchały parą, wydawały dźwięki sapiącej bestii. Pociągi te pojawiały się o najdziwniejszych porach. Wjeżdżały majestatycznie w sam środek Królestwa. Wtedy imperium ogarniało nerwowe podniecenie. Ruch i rwetes, krzyki i szczekanie psów. Dopiero na peronie można było zauważyć, że wagony nie miały okien. A mimo to pasażerów zawsze było w bród. Wypływali z ich wnętrz niekończącymi się strumieniami. Następnie strumienie te łączyły się w żywe rzeki, te stapiały się w jeden rwący nurt i taka wezbrana fala tłumu przelewała się w stronę horyzontu. Po kilku godzinach znowu było cicho. Znowu brała górę rutyna królewskiego porządku.
Ten, kto trafiał do Królestwa, już w nim zostawał. Podobno byli tacy, co z Królestwa byli odsyłani, ale ja ich nie znam. Za to ci, którzy tu trafili, dość szybko się zmieniali. Zaczynały działać czary.”
Zofia Posmysz w rozmowie z Michałem Wójcikiem. (fot. Magdalena Kuc) |
Takie było właśnie Królestwo Zofii Posmysz. Takim je zapamiętała. Nie mogła inaczej. Nie potrafiła…
Dyskusje o obozach trwają do dzisiaj. Każdy opowiada swoją własną historię, każdy w inny sposób. Nikt jednak nie mówi o tym tak, jak Zofia Posmysz w wywiadzie-rzece, którego udzieliła dziennikarzowi i historykowi – Michałowi Wójcikowi w książce „Królestwo za mgłą”, która właśnie ukazała się nakładem wydawnictwa Znak Literanova.
Dyskusje o obozach trwają do dzisiaj. Każdy opowiada swoją własną historię, każdy w inny sposób. Nikt jednak nie mówi o tym tak, jak Zofia Posmysz w wywiadzie-rzece, którego udzieliła dziennikarzowi i historykowi – Michałowi Wójcikowi w książce „Królestwo za mgłą”, która właśnie ukazała się nakładem wydawnictwa Znak Literanova.
Cierpienia każdego więźnia obozów koncentracyjnych były podobne, ale jakże od siebie różne. Każdy z nich miał swój własny świat, swoje własne Królestwo. Królestwo Zofii Posmysz miało numer 7566…
Zofia Posmysz przyszła na świat 23 sierpnia 1923 roku w Krakowie. Po wojennych cierpieniach zadebiutowała literacko wspomnieniami „Znam katów z Belsen”, a w roku 1952 ukończyła polonistykę na Uniwersytecie Warszawskim. Pracowała m.in. w gazecie „Głos Ludu” jako korektorka oraz w Polskim Radiu, współtworząc od 1960 powieść radiową „W Jezioranach”. Rozgłos przyniosło jej słuchowisko radiowe „Pasażerka z kabiny 45”, na motywach którego powstał film „Pasażerka” w reżyserii Andrzeja Munka, a następnie książka pod tym samym tytułem wydana w 1962. W 2010 na deskach Teatru Wielkiego miała miejsce premiera opery „Pasażerka”, skomponowanej przez Mieczysława Wajnberga, a której libretto zostało oparte na książce pisarki.
Zofia Posmysz
„Królestwo za mgłą”
ISBN: 9788324037278
Liczba stron: 320
Okładka: Twarda
Wymiary: 144 x 218 mm
To nie Zofia Posmysz wymyśliła królestwo to Ptaszka czyli Zofia Jachimczak.Autorka książki mocno to podkreśla walcząc o pamięć dla Ptaszki. Dbajmy o szczegóły.
OdpowiedzUsuń