środa, 4 lipca 2018

Dziewczyny z Wołynia - Anna Herbich

   Dziewięć kobiet. Dziewięć miejsc. Dziewięć różnych historii. Jedna wspólna tragedia. Wszystkie one przeżyły ludobójstwo na Wołyniu. Dziś o swoim koszmarze postanowiły opowiedzieć i tym samym pozostawić po sobie świadectwo ludzkiego bestialstwa, którego same doświadczyły. Anna Herbich od lat spisuje wspomnienia kobiet, których życie historia naznaczyła piekłem. Jej ostatnia książka „Dziewczyny z Wołynia” to wstrząsający obraz wołyńskiej rzezi, widziany oczami małych dziewczynek, które cudem przeżyły masowy mord na polskim narodzie…



Rozalia Wielosz, jedna z "Dziewczyn z Wołynia".
(fot. Rafał Guz, źródło: Znak Horyzont)
    Na świecie jest tylko jedna rzecz gorsza od wojny. Tą rzeczą jest ludobójstwo. Masowy mord na całym narodzie – tak we wstępie do swojej książki pisze Anna Herbich. Jakże prawdziwe są to zdania i jakże wstrząsające. Tym bardziej tragiczne, gdy ludobójstwa doświadczają kilkuletnie dzieci. Bezbronne, niewinne, wystraszone. Otoczone zewsząd wrogimi ludźmi, którzy nienawidzili Polaków tylko dlatego, że byli Polakami. To wystarczyło, by wydać na te dzieci wyrok śmierci. Bez skrupułów, bez mrugnięcia okiem. Tak po prostu. Niczym podczas polowania na dzikie zwierzęta. A nawet gorzej. Przecież podczas polowań myśliwi nie używają siekier, wideł, pił i wszystkiego innego, co można było znaleźć na terenie wiejskich gospodarstw. Ukraińcom nie chodziło tylko o śmierć. Śmierć miała być tylko ostatnim etapem, ostatecznym celem zrodzonym w chorych głowach ukraińskich nacjonalistów. Do owej śmierci miały prowadzić tortury. Bestialstwo oprawców nie miało sobie równych. Ci, którzy cudem przeżyli, po latach postanowili opowiedzieć Annie Herbich swoją historię. 

   Nie ma słów, które potrafiłyby oddać to, co przeszło dziewięć kobiet, których wspomnienia przeczytać możemy w książce „Dziewczyny z Wołynia” (Wydawnictwo Znak Horyzont). Zbudzone w środku nocy, wypędzone z własnych domów. Bite, gwałcone, torturowane. Na własne oczy widziały zagładę całych wsi i śmierć całych rodzin. Choć same przeżyły – doświadczyły czegoś znacznie gorszego niż śmierć. Widziały przecież jak giną ich rodzice i rodzeństwo. Ich historia – mimo, że przeżyły – nie zakończyła się happyendem.

Nawiązanie do ataku Ukraińców na kościół
w Kisielinie znaleźć można w filmie "Wołyń",
w reżyserii Wojciecha Smarzowskiego.
   Przez wiele dziesięcioleci nie chciały o tym mówić. Nikt ich przecież o to nie pytał. Nikogo nie interesowało ludobójstwo na polskich kresach. Wołyń, podobnie jak Katyń, był w Polsce tematem tabu. Kilka lat temu sytuacja zmieniła się diametralnie. Dziś coraz więcej ludzi interesuje się tym tragicznym epizodem naszej historii. Wciąż powstają kolejne publikacje na ten temat. Książki i artykuły próbują odsłonić prawdę o tym, co stało się na Wołyniu ponad siedemdziesiąt pięć lat temu.

   „Dziewczyny z Wołynia” wpisują się w ten zbiór, jako książka z gatunku „wspomnień ocalonych”, a zatem jako bardzo osobiste świadectwo. Nie ma tu mowy historyków, nie ma wprowadzenia do tematu ludobójstwa. To nie jest w tym przypadku potrzebne. Każdy czytelnik, który chce poznać genezę wydarzeń na Wołyniu, znajdzie dziesiątki publikacji, które rzetelnie wprowadzą go w ten koszmar. Tutaj Anna Herbich głos oddała kobietom z Wołynia. 

   Ich opowieści nie zawsze są spójne. Czasami chaotyczna narracja sprawia wrażenie, jakby bohaterki książki w ostatniej chwili przypominały sobie obrazy tamtych dni. Opowiadają tak, jak to pamiętają. Raz jest to mglisty obraz, który trudem wyrywają ze swojej podświadomości. Innym razem ich własne wspomnienia mieszają się z tym, co usłyszały od innych ludzi. Mówić o tym jest tym kobietom niezwykle trudno. Na pewno wolałyby o tym zapomnieć, wymazać Wołyń ze swojej pamięci. Raz na zawsze. Z całą pewnością trudno jest im wracać pamięcią i opowiadać ze szczegółami o tym, co przeżyły – o mordzie w gminie Chotiaczów, o masakrze w kościele w Kisielinie (nawiązanie to tego wydarzenia znajdziemy w filmie „Wołyń” Wojciecha Smarzowskiego), o przelanej polskiej krwi we wsi Zasmyki, o morzu ognia w wielu wsiach Galicji Wschodniej.

Anna Herbich, autorka książki
"Dziewczyny z Wołynia".
(fot. Agnieszka Rzymek,

źródło: Znak Horyzont)
   Kobiety te jednak zdecydowały się mówić. Wiedziały bowiem, że muszą pozostawić po sobie świadectwo tej tragedii. Dla nas i dla następnych pokoleń. Ludzie przecież odchodzą i kiedyś przyjdzie taki dzień, że nie będzie już żadnego żyjącego świadka rzezi wołyńskiej. Pozostaną wyłącznie spisane (czasem nagrane) wspomnienia. Bardzo cenne relacje. Cenniejsze bardziej niż naszpikowane materiałami źródłowymi książki historyków.

   „Dziewczyny z Wołynia” to nie tylko przerażające opisy zbrodni i mordów. Nie tylko opowieść o ludzkiej tragedii, która na zawsze odcisnęła piętno na osobach, które ją przeżyły. Jest to również opowieść o sielskiej krainie na wschodzie. O miejscu szczęśliwego dzieciństwa wśród malowniczych lasów, łąk i rzek. Wśród wiejskich chat, pachnących świeżym chlebem. O miejscu przez wielu zwanym „rajem na ziemi”, które zniszczyła ludzka nienawiść i wrogość do Polaków. Jest to także opowieść o tym, jak przez całe dziesięciolecia bohaterki książki radziły sobie z traumą. O koszmarach, które nocą nie pozwalały zaznać spokoju. O strachu, że kiedyś sytuacja może się powtórzyć. Założenie nowej rodziny, urodzenie dzieci i życiowa stabilizacja na pewno złagodziły koszmarne wspomnienia. Jednak nigdy nie były w stanie całkowicie ich wymazać. Nie mogły pomóc w całkowitym pozbyciu się traumy, ale pozwoliły nauczyć się z nią żyć…

   Anna Herbich, dziennikarka i autorka wielu książek, już wcześniej pochylała się nad losem kobiet, które przeżyły piekło. W swoim cyklu, zatytułowanym „Dziewczyny z …”, kilka razy zabierała swoich czytelników w „podróż do ludzkiej pamięci”. Syberia, Powstanie Warszawskie, Solidarność. Teraz czas na Wołyń. Być może najbardziej wstrząsającą część cyklu...

Anna Herbich
„Dziewczyny z Wołynia”
ISBN: 978-83-2404-291-3
Liczba stron: 288
Okładka: Twarda
Wymiary: 165 x 235 mm


3 komentarze:

  1. Niestety zdjęcie pani Anny Herbich nie wykonał pan Rafał Guz. Proszę o kontakt w tej sprawie i szybką korektę. Autorka zdjęcia Aga Rzymek

    OdpowiedzUsuń
  2. Nastąpiła pomyłka, za którą najmocniej przepraszam. Podpis już poprawiony. Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  3. Czytałam, warto!

    OdpowiedzUsuń