poniedziałek, 17 czerwca 2019

Lwów. Portret utraconego miasta

   Jeszcze 100 lat temu Lwów był miastem wielu kultur, języków i wyznań. Dziś w mieście będącym niegdyś ostoją polskości Polacy są wyłącznie turystami. Lutz C. Kleveman zabiera czytelników w wyjątkową podróż po mieście, które zniknęło bezpowrotnie. „Lwów. Portret utraconego miasta” to opowieść o miejscu fascynującym, pełnym sprzeczności i niedopowiedzianych historii, gdzie przeszłość przeplata się z teraźniejszością tworząc obraz Lwowa, którego próżno szukać w przewodnikach turystycznych. Ludzie i wydarzenia, życie i śmierć, sukcesy i tragedie, czyli miasto z wciąż otwartą raną...



   Zgodnie z tradycją Lwów został założony około 1250 roku przez księcia Daniela I Halickiego (Daniela I Romanowicza), wywodzącego się z dynastii Rurykowiczów. Miasto zostało nazwane na cześć jego syna – Lwa. Wiek później Lwów znalazł się w składzie Królestwa Polskiego i poza krótkim epizodem (w latach 1370-1387 przynależał do Królestwa Węgier) pozostawał w nim przez cztery następne wieki. Po pierwszym rozbiorze, w roku 1772, stał się częścią Austrii, jako stolica Królestwa Galicji i Lodomerii – kraju koronnego w składzie Austro-Węgier, aż do ich upadku w roku 1918. Po odzyskaniu przez Polskę niepodległości Lwów ponownie stał się polskim miastem. Nie na długo, gdyż w konsekwencji decyzji mocarstw wielkiej trójki, zapadłych na konferencji jałtańskiej, miasto znalazło się w granicach ZSRR. Od roku 1991 pozostaje miastem niepodległej Ukrainy.

Najstarsza znana pieczęć Lwowa z roku 1359.
   O trudnej przeszłości miasta opowiadają między innymi niemi świadkowie – budowle, które stanowią kamienne dziedzictwo dawnego Lwowa. Mieszczańskie kamienice, milczące pomniki oraz toporna architektura XX-wiecznej sowieckiej mody budowniczej. Coraz mniej jest już natomiast świadectw tego, że jeszcze nie tak dawno Lwów nazywany był „europejską Jerozolimą”, gdyż właśnie tam rezydowało w jednym czasie trzech arcybiskupów – reprezentujących polskich katolików, ukraińskich grekokatolików (unitów) oraz ormiańskich chrześcijan. Wszyscy ci wyznawcy posiadali własne katedry i kościoły, które do dziś zdobią piękną panoramę miasta. Powszechna była też tolerancja dla wszystkich, którzy wierzyli w innego Boga i czytali inne święte księgi. Swoją obecność zaznaczały także świątynie luterańskie oraz prawosławni. Żydzi stanowili natomiast nawet jedną trzecią ludności miasta, w którym mieściło się ponad pięćdziesiąt synagog i bożnic judaizmu reformowanego.

   To wszystko sprawiało, że Lwów fascynował wielu przyjezdnych. Tak jest również i dziś, czego najlepszym dowodem jest autor książki „Lwów. Portret utraconego miasta” (Wydawnictwo Znak Horyzont). Lutz C. Kleveman, niemiecki dziennikarz i fotograf, słyszał wiele o Lwowie. Nie tylko zetknął się z historią wzlotów, ale i wielokrotnych upadku ukraińskiego dziś miasta. Rozmawiał z ludźmi związanymi ze Lwowem, ale jak to często bywa – ile zdań, tyle opinii. Nie pozostało mu nic innego, jak przekonać się na własnej skórze o prawdziwości (lub fałszywości) zasłyszanych przez niego opowieści.

   Czy jest inny sposób na poznanie historii jakiegokolwiek miejsca na ziemi niż osobista wycieczka, która pozwala na własne oczy zetknąć się z miastem i jego mieszkańcami? Czy można inaczej niż na miejscu poczuć ducha historii, by móc opisać to, czego doświadczyło się na własnej skórze? Lutz C. Kleveman uznał, że nie. I bardzo dobrze, ponieważ w ten sposób do rąk polskich czytelników trafiła książka, która w niezwykle interesujący, a zarazem trafny, przedstawia Lwów takim, jakim naprawdę był. Bez zbędnych upiększeń i bez celowego zakłamywania trudnej przeszłości, o której wielu chciałoby raz na zawsze zapomnieć. Kleveman wybrał się więc w podróż, by wyrobić sobie swój własny pogląd…

Pocztówka z roku 1910, przedstawiająca plac Mariacki
(obecnie plac Mickiewicza).
   Swoją wędrówkę Lutz C. Kleveman po raz pierwszy rozpoczął latem 2014 roku. Jego ścieżki wiodły go przez malownicze uliczki Lwowa, noszącego dziś oficjalnie nazwę Lwiw. Podróż przez historię miasta okazała się niezwykle fascynująca – tak samo jak książka, która była owocem tej wycieczki.

   „Lwów. Portret utraconego miasta” nie jest kolorowym przewodnikiem turystycznym. Nie jest to także opowieść o idealnym polskim mieście. Nie jest to również sentymentalna wycieczka po wyidealizowanych lwowskich ulicach. Jest to natomiast podróż trudna, podczas której, razem z autorem, poznamy prawdziwe oblicze miasta. Spotkamy się z wybitnymi naukowcami, których umysł zachwycił cały świat. Na swojej drodze natrafimy zarówno na uzdolnionych pisarzy i artystów, jak i na dzielnych lekarzy ratujących życie polskich profesorów w czasie II wojny światowej. Usłyszymy o najczarniejszych momentach historii tego miasta – o bratobójczych walkach między Polakami a Ukraińcami, w których ginęli młodzi polscy patrioci oraz o pogromach Żydów, którzy nie chcieli stanąć po żadnej ze stron.

   Zgodnie z zapowiedzią, autor zastosował w książce bardzo interesujące rozwiązanie narracyjne. Jest bowiem zwykłym turystą, ciekawskim cudzoziemcem, który kroczy ulicami Lwowa. Staje się równocześnie przewodnikiem swoich czytelników i to przewodnikiem dość „wścibskim”, który czasami wchodzi do miejsc, w których zwykły turysta pojawić się nie powinien. Rozmawia z mieszkańcami Lwowa, by poznać historię miasta widzianą z ich własnej, lokalnej perspektywy. O ile Lwowianie chcieli z nim rozmawiać, ponieważ cześć napotkanych mieszkańców nie miało najmniejszej ochoty dzielić się z „obcym” swoimi przemyśleniami. Kleveman był jednak uparty i wypytywał o wszystko to, co uznał za interesujące we lwowskim obrazie, który wykreował się w jego głowie na podstawie zasłyszanych wcześniej opowieści.

Lwowska kolumna Adama Mickiewicza.
   Niemiecki dziennikarz zastosował w swojej książce podwójną narrację. Wraz z teraźniejszy obrazem miasta Lutz C. Kleveman wplata w swoją opowieść wątki poświęcone historii Lwowa, która zdecydowanie dominuje i układa się chronologicznie – począwszy od panowania Habsburgów do tragicznych wydarzeń z czasów II wojny światowej. Po drodze czytelnicy poznają inne epoki, które odcisnęły swoje piętno nie tylko na historii miasta, ale i na jego obecnym wyglądzie. Elementami tej niezwykłej podróży stały się wydarzenia dotyczące także I wojny światowej, życie kulturalne i artystyczne Lwowa oraz późniejsze okupacje – radziecka i niemiecka. Jedenaście rozdziałów książki dało szczególny obraz utraconego miasta, które dziś żyje wyłącznie na starych fotografiach i filmach. Ludzie pamiętający „polski Lwów” odchodzą, zabierając ze sobą swoje wspomnienia.

   Życie we Lwowie toczy się dalej, pomimo dziejowej zawieruchy. Obok zabytkowych kamienic wyrastają nowoczesne budynki i osiedla. Dawne getto żydowskie popada w zapomnienie. Podobnie jak opisany w książce obóz jeniecki. I tylko dzięki ludziom takim jak Lutz C. Kleveman możemy dziś poczuć atmosferę minionych epok lwowskiego życia. I śmierci, która także musiała stać się elementem tej książki. Nie można bowiem opowiedzieć o tym, jak żyli Lwowianie, bez przypomnienia tego jak umierali…

   Bez wątpienia „Lwów. Portret utraconego miasta” jest książką o mieście, które zniknęło bezpowrotnie. O ludziach je tworzących i o wydarzeniach, których Lwów był świadkiem. Jest to także opowieść o tych wszystkich, którzy utracili swoją małą ojczyznę. I tych, którzy zajęli ich miejsce. Komuniści nie chcieli o tym mówić, a Polacy powoli już o tym zapominają. Dzięki Klevemanowi czytelnicy otrzymali doskonałą książkę o „mieście po przejściach”, które musi odnaleźć się w nowej rzeczywistości. I kolejny raz, tak jak już wcześniej w swojej historii, musi się dumnie podnieść. I połączyć swoją historię z teraźniejszością, aby jego przyszłość nie popełniła błędów przeszłości…

Lutz C. Kleveman
„Lwów. Portret utraconego miasta”
ISBN: 978-83-240-5500-5
Liczba stron: 352
Okładka: Twarda
Wymiary: 165x232 mm

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz