W drugiej połowie lat 20. XX wieku, wśród młodych kobiet ze środowiska paryskiej bohemy artystycznej, zapanowała epidemia tajemniczych samobójstw. Piękne i utalentowane Francuzki, nie zważając na swoją sławę i popularność, odbierały sobie życie – jedna po drugiej. Przez kilka lat miejscowa policja nie potrafiła rozwikłać tej makabrycznej zagadki. Dopiero śmierć przyjaciółki pisarza Clémenta Vautela sprawiła, że o sprawie zaczęto mówić w całym Paryżu. Na jaw wyszła prawdziwa działalność tajemniczego klubu, którego celem była pomoc potrzebującym Paryżankom. I niezbędną pomoc kobiety rzeczywiście otrzymywały – jednak nie taką, o jakiej wszyscy myśleli…
Młodość, ujmująca powierzchowność, powodzenie u mężczyzn, bogactwo, sława, a nawet liczne rzesze oddanych wielbicieli – wydawać by się mogło, że paryskim artystkom niczego więcej do szczęścia nie było potrzebne. Jednak dla części kobiet to nie wystarczało. Ich życie, pomimo odnoszonych zawodowych sukcesów, pełne było gorzkich chwil. Miłosne zawody, melancholia, nerwica i depresja sprawiały, że niewiasty pragnęły raz na zawsze rozstać się ze swoim życiem. Co zrobić, gdy nie ma się wystarczającej odwagi do popełnienia samobójstwa? Najlepiej wtedy zostać członkinią klubu, który zapewni potrzebne, definitywne wsparcie. Paryski „Klub kobiet samobójczyń” przez kilka lat cieszył się niesłabnącym powodzeniem u przedstawicielek środowiska artystycznego. Kobietom dostarczano niezbędnych narzędzi, uczono o najskuteczniejszych sposobach i nawet wyznaczano ostateczny termin pożegnania się z pełnym cierpienia, niechcianym życiem. I to wszystko za cenę miesięcznej składki członkowskiej. W cenę wliczona była anonimowość i dawka ulubionego narkotyku. Tak na zachętę…
NIEDOLE PARYSKICH ARTYSTEK
Knajpki i kawiarnie w dzielnicy Montparnasse były w latach 20. i 30. XX wieku ulubionym miejscem spotkań paryskich przedstawicieli artystycznej bohemy. |
Sposoby na ostateczne rozstanie się ze światem żywych bywały przeróżne. Wieszano się, skakano z mostu do Sekwany, truto się, przedawkowywano środki nasenne, strzelano sobie w głowę lub serce z rewolweru. Mężczyźni wykazywali zdecydowanie większą odwagę i determinację w tym temacie – według ówczesnych statystyk, panowie żegnali się z własnym życiem trzy lub cztery razy częściej niż panie. Jednak to kobiety częściej miewały myśli samobójcze. Depresja, niespełnienie artystyczne, zawód miłosny lub melancholia – powodów do samobójstwa u kobiet było wiele, odwagi już znacznie mniej. Rozczarowane życiem artystki potrzebowały więc pomocnej dłoni. I dłoń takową dostały…
Przedwojenna pocztówka przedstawiająca dzielnicę Montparnasse. |
POMOC AŻ PO GRÓB
Artystka „Komedii Francuskiej” Marcelle Romée. Jej samobójcza śmierć przyczyniła się do ujawnienia prawdy o paryskim „Klubie kobiet samobójczyń”. |
Znany francuski dziennikarz i pisarz Clément Vautel, autor ponad 30 tysięcy artykułów do gazet, pod którymi podpisywał się najczęściej jako „Falstaff” był mocno wstrząśnięty nagłą śmiercią swojej przyjaciółki. Dodatkowo zainteresowała go sprawa dziwnej fali innych samobójstw młodych kobiet, które w większości należały do paryskiego środowiska artystycznego. Aby poznać szczegóły ostatnich chwil życia panny Romée (i jej podobnych nieszczęśnic), przeprowadził dziennikarskie śledztwo, którego wyniki opublikował w połowie grudnia 1932 roku w paryskiej gazecie „Le Journal”. Szczegóły, które opisał były tak sensacyjne, że sprawą zainteresowała się paryska policja. W wyniku przeprowadzonego dochodzenia światło dzienne ujrzała tajemnica elitarnego kobiecego klubu, który znany był pod nazwą „Towarzystwo wzajemnej pomocy moralnej”. Okazało się, że faktycznie klub niósł potrzebującym kobietom pomoc – jednak nieco inną niż wszyscy do tej pory sądzili. Zamiast nieść niewiastom duchowe i moralne wsparcie, w sposób niezwykle skuteczny pomagano kobietom rozstać się z tym światem…
REWELACJE „FALSTAFFA”
Według Clémenta Vautela („Falstaffa”) zdecydowana większość „kobiet z lepszych sfer”, które w ostatnim czasie popełniły samobójstwo, należała do mieszczącego się na bulwarze Raspail „Klubu kobiet samobójczyń”. Pomysłodawczynią i założycielką klubu miała być tancerka rewiowa Marissa (Maria) Delion. Po jednej z nieudanych prób samobójczych kobieta postanowiła pomóc innym kobietom, mającym podobne problemy. Klub szybko zyskał popularność wśród „artystycznej bohemy” Paryża przełomu lat 20. i 30. XX wieku. Choć nikt o tym nie mówił – wszyscy o nim wiedzieli. Tuż po otwarciu „Towarzystwa wzajemnej pomocy moralnej” i wyszkoleniu specjalistycznej obsługi, założycielka klubu dała przykład innym członkiniom popełniając w tajemniczych okolicznościach samobójstwo. Życie odebrała sobie strzałem z rewolweru w serce.
Składka członkowska w klubie nie była jednolita dla wszystkich. Uzależniona była od statusu materialnego kobiet wstępujących do „Towarzystwa wzajemnej pomocy moralnej” i wahała się od 3 do 10 tysięcy franków miesięcznie. Każda z kobiet chcąca skutecznie pożegnać się ze swoim znienawidzonym życiem i zapisująca się do klubu, zobowiązana była podpisać przyrzeczenie do respektowania wewnętrznego regulaminu „Towarzystwa”, którego wszystkich punktów przestrzegano z najwyższą drobiazgowością. Złamanie przez kobiety jakiegokolwiek warunku członkostwa groziło natychmiastowym usunięciem.
SAMOBÓJCZY REGULAMIN
Polska prasa z zainteresowaniem śledziła wieści związane z odkryciem paryskiego „Klubu kobiet samobójczyń”. „Express Lubelski i Wołyński” z dnia 1 stycznia 1933 roku. |
Żadna z kobiet nie mogła być członkinią klubu przez okres dłuższy niż 3 miesiące. Jeśli do tego czasu nie udało się jej skutecznie popełnić samobójstwa, zostawała natychmiast skreślona z listy, gdyż dalszą obecność w „Towarzystwie” władze klubu uznawały za bezcelowe. Przed wyznaczonym terminem każda z niewiast miała możliwość dowolnego wyboru rodzaju swojej śmierci. Klub zapewniał wszystkie niezbędne środki i narzędzia. Był tylko jeden warunek – śmierć musiała nastąpić poza klubem. Odbieranie sobie życia w pałacu przy bulwarze Raspail było surowo zabronione.
O wynikach śledztwa paryskiej policji pisał również „Express Ilustrowany” w wydaniu z 9 stycznia 1933 roku. |
Żaden mężczyzna nie miał prawa wstępu do pałacu, w którym mieściła się siedziba klubu. Jedynymi przedstawicielami płci męskiej była służba i ochrona, która składała się w większości z Azjatów (prawdopodobnie byli to Chińczycy). Męska obsługa nie mogła opuszczać terenu pałacu – tam pracowali i mieszkali. Jakiekolwiek kontakty seksualne pomiędzy mężczyznami zatrudnionymi w klubie a członkiniami były surowo zabronione. Władze klubu uważały, że obcowanie płciowe może wzbudzić w kobietach oznaki radości, które skutecznie odsuną od nich myśli samobójcze, więc dalsze korzystanie z usług „Towarzystwa” byłoby bezcelowe.
Dużą wagę przywiązywano do zachowania najwyższej anonimowości. Jednak na specjalne życzenie kobiet, tuż po samobójczej śmierci, ich nazwiska wyryte zostawały na specjalnej marmurowej płycie, wmurowanej w jedną ze ścian głównej sali.
PAMIĘĆ WYRYTA W MARMURZE
Aktorka Claude France pożegnała się ze swoim życiem za pomocą gazu. |
Gwiazda muzyki Jenny Golder 11 lipca 1928 roku zmarła wskutek postrzału w serce. |
Drugą znaną samobójczynią była urodzona w roku 1896 (w Australii) Jenny Golder, Francuzka pochodzenia brytyjskiego. Prowadziła burzliwe życie towarzyskie i uczuciowe. Podobno uwikłana była także w romans z jednym z europejskich monarchów. Gwiazda ówczesnej sceny muzycznej zmarła 11 lipca 1928 roku w swoim paryskim domu przy ulicy Rue Desaix 12. Przyczyną śmierci był postrzał z rewolweru w serce. Oficjalnym powodem samobójstwa był stres związany z przepracowaniem oraz „zbyt wielka intensywność życia zawodowego”. Podobnie jak większość kobiet z „Towarzystwa”, również Jenny Golder była uzależniona od morfiny, z którą się rozstawała się od czasu operacji kolana w roku 1927.
POSTSCRIPTUM…
Nekrolog Jenny Golder opublikowany w australijskiej gazecie „The Adelaide Chronicle”, dzień po śmierci kobiety. |
Rewizja pałacu przy bulwarze Raspail ujawniła niemalże królewski przepych, którymi cechowały się wnętrza tajemniczej siedziby „Klubu kobiet samobójczyń”. W każdym pomieszczeniu znajdowały się drogie, wytworne meble i wiele dzieł sztuki (rzeźby, obrazy). W polskiej prasie pisano, że wystrój stwarzał wrażenie „najwyższego wykwintu”. Wśród tego przepychu, oprócz porad dotyczących sposobu dokonywania samobójstw, miały się odbywać „narkotyczne sesje”, które były sposobem na przezwyciężenie ostatecznych oporów przed świadomym odebraniem sobie życia. Policja zarekwirowała znaczne ilości opium, morfiny, haszyszu, kokainy oraz bliżej nieokreślone „dziwaczne wschodnie narkotyki”. Każdy z „narkotycznych pokoi” przeznaczony był dla zwolenniczek innego rodzaju środka odurzającego, z którego ówczesne „wedety” (przedwojenne określenie popularnych gwiazd) korzystały nader chętnie – szukając w narkotykach zapomnienia i oszołomienia w tych ostatnich dniach swojego niechcianego życia…
Wincyj! Wincyj! Wincyj!
OdpowiedzUsuńKolejny świetny artykuł :)
OdpowiedzUsuńDobry blog.
OdpowiedzUsuńBardzo ciekawy artykuł. Czekam na kolejne!
OdpowiedzUsuń