XIX-wieczna rewolucja przemysłowa zmieniła świat nieodwracalnie. Nie dla każdego jednak była to zmiana na lepsze. Miliony dzieci stały się jej krwawą ofiarą. Nie miały prawa głosu, nie miały wyboru. By zapewnić dorosłym wygodne życie, dzieci posyłano do najcięższych prac. Nikt o nic nie pytał, nikt się nie dziwił. Zmuszone zapewnić byt swoim rodzinom, każdego dnia ryzykowały życiem, nie dostając w zamian nic poza niezbędnym do przetrwania minimum. Katarzyna Nowak w książce „Dzieci rewolucji przemysłowej” zabiera swoich czytelników do czasów, gdy życie dziecka warte było tyle, ile gotowy był zapłacić za jego ciężką pracę bogaty przemysłowiec.
Rewolucja przemysłowa nie dla wszystkich oznaczała wkroczenie w epokę bogactwa. Dla milionów ludzi stała się początkiem nędzy. Wiele rodzin, aby móc związać koniec z końcem, zmuszone było wysłać do pracy swoje najmłodsze pociechy. Nikt nie zapytał, czy dzieci mają na to ochotę. Kilkulatkowie ze łzami w oczach kierowani byli do najcięższych prac. Wielkie fabryki, kopalnie i domy bogaczy wkrótce stały się ich drugim domem. A właściwie to jedynym domem, gdyż to właśnie w miejscu pracy dzieci spędzały niemal cały dzień. Do swoich rodzinnych domów wracały tylko po sen – krótki i niespokojny, gdyż już o świcie musiały wracać do pracy. Zadania, jakie wykonywały niewiele miały wspólnego z bezpieczeństwem i higieną pracy, jaka znamy dzisiaj – nikt się o nie troszczył, nikt też nie martwił się, gdy zdarzały się wypadki. Nawet śmierć dziecka w miejscu pracy nie stanowiła większego problemu. Przecież w każdej chwili można było ściągnąć z ulicy kolejne biedne dziecko i bez najmniejszego problemu zapełnić wolny etat. Świat się zmieniał na oczach ówczesnych mieszkańców. Cenę za zmiany płaciły głównie dzieci…
Praca przy produkcji szkła kosztowała zdrowie i życie wielu nieletnich. |
Podróż do takiego właśnie świata zabiera swoich czytelników Katarzyna Nowak. Jej książka „Dzieci rewolucji przemysłowej” (Wydawnictwo Znak Horyzont) jest wstrząsającym obrazem Anglii ery wiktoriańskiej. To właśnie wtedy szybkie zmiany technologiczne, gospodarcze, społeczne oraz kulturalne spowodowały bezpowrotne przejście z gospodarki opartej na rolnictwie i produkcji rzemieślniczej do mechanicznej produkcji fabrycznej na wielką skalę. Bogaci przemysłowcy budowali swoje manufaktury i wciąż potrzebowali rąk do pracy. Nie wszędzie jednak mogli pracować dorośli. Ciasne kominy, wąskie korytarze kopalnianych szybów, czy skomplikowane maszyny włókiennicze potrzebowały pracowników o znacznie mniejszych rozmiarach. Bez skrupułów stwierdzono wówczas, że najlepiej z nowymi zadaniami poradzą sobie kilkuletnie dzieci. Mogły wejść tam, gdzie nie zmieścił się dorosły człowiek. I były znacznie tańsze…
Mali robotnicy byli cenni. Ich przydatność nie miała jednak przełożenia w wysokości pensji, którą otrzymywali – jeśli otrzymywali ją w ogóle. Najczęściej bowiem ich praca miała charakter niewolniczy. Tu prym wiodły sieroty z sierocińców – im nie trzeba było nic płacić. Rola przemysłowca ograniczała się jedynie do zapewnienia swoim nieletnim pracownikom absolutnego minimum potrzebnego dzieciom do przetrwania. Skromne posiłki i dach nad głową – tylko na to mogły liczyć rzesze kilkuletnich pracowników. Dzieci miały być posłuszne, pracować w pocie czoła i odejść, gdy przestawały być potrzebne. Tak bogacił się świat. Tak też bogaci się dzisiaj w krajach „trzeciego świata”.
Wielu badaczy uważa, ze pierwowzorem postaci Olivera Twista był Robert Blincoe, jeden z bohaterów książki Katarzyny Nowak. |
„Dzieci rewolucji przemysłowej” to książka, która powinni przeczytać wszyscy. Zwłaszcza osoby młode, zafascynowane współczesnym światem i wieloma wygodami, które im towarzyszą w codziennym życiu. Żyjąc w XXI wieku i mając niemal nieograniczony dostęp do edukacji i wszechobecnych dóbr, często nie zdajemy sobie sprawy, że to wszystko nie wzięło się znikąd. Jest to przecież zasługą XIX-wiecznej rewolucji przemysłowej która szybko opanowała świat. Cenę za to zapłacili najsłabsi, najmniejsi i najmłodsi.
Autorka w sposób bardzo przejmujący opisuje kilka przykładów pracujących dzieci, o których świat już dawno zapomniał. Tworzy przez to przekrój najważniejszych gałęzi przemysłu – od włókienniczego do górniczego. Nie pomija również tak niebezpiecznych zawodów jak wytwarzanie kapeluszy z zastosowaniem trującej rtęci lub niebezpiecznej pracy młodocianych kominiarzy. Tworzy wstrząsającą opowieść o ludzkich tragediach oraz o braku wyboru. Aby nie umrzeć z głodu trzeba było „uciekać” przed śmiercią w fabrykach. Uciekać, gdyż śmierć czaiła się na każdym kroku, gotowa zbierać swoje krwawe żniwo jako zapłatę za zrobiony przez ludzkość krok do przodu.
Obok tej książki nie można przejść obojętnie, a czytelnicy szybko zidentyfikują się z przedstawionymi przez Katarzynę Nowak bohaterami. Okaleczony i garbaty Robert Blincoe pracujący przy włókienniczych krosnach; łysa dziewczynka o imieniu Patience ciągnąca wózki wypełnione węglem w jednej z kopalni; brudny George ze zdartymi do krwi kolanami i łokciami, czyszczący zapchane kominy bogatym Anglikom; pogardzana Lizzie, która została służącą – nie znali świata poza tym, który stał się ich miejscem pracy. Oni mieli jednak szczęście – przeżyli i mogli opisać swoje historie. Inne dzieci nie miały tyle szczęścia. Nikt po nich nie zapłakał. I już nie zapłacze.
Grupa nieletnich chłopców pracująca w kopalni węgla. |
„Dzieci rewolucji przemysłowej” to kolejna książka z cyklu „Prawdziwe historie” ukazującego się nakładem wydawnictwa Znak Horyzont. Bez cienie przesady można też stwierdzić, że jedna z najbardziej przygnębiających i najsmutniejszych. Autorka dotarła do wielu, często unikatowych, materiałów źródłowych. Większość z nich to wspomnienia dzieci – spisane i utrwalone w różnych publikacjach. Korzystała też z raportów specjalnych komisji śledczych, z rzadka zajmujących się wypadkami i wykorzystywaniem nieletnich w manufakturach. Aby zachować narrację będącą rodzajem reportażu Katarzyna Nowak zdecydowała się na wprowadzenie do historii kilku elementów fabularyzowanych. Dzięki takiemu zabiegowi czytelnicy otrzymali opowieść płynną i spójną, w najwyższym stopniu skupiającą się na prawdziwych wydarzeniach. Historie dzieci opisane zostały w sposób pozwalający na utożsamienie się z małymi bohaterami. Wszyscy z łatwością poczuć mogą ogarniający zewsząd strach, dziecięce poczucie zagrożenia oraz zwykłą bezsilność. Tylko poprzez lekturę „Dzieci rewolucji przemysłowej” można zrozumieć, co czuły i myślały maluchy napędzające rewolucję, która zmieniła świat.
Po przeczytaniu książki pozostaje również lekki niedosyt. Mimo, że opis książki zawiera wzmiankę o innych częściach świata – w tym o pełnej fabryk Łodzi – tekst poświęcony jest wyłącznie dzieciom brytyjskim. Pozostaje mieć jedynie nadzieję, że Katarzyna Nowak nie poprzestanie na Anglii i w przyszłości zajmie się również naszym rodzimym krajem. Polskie dzieci też płaciły wysoką cenę za szybko idący postęp technologiczny, a fortuny łódzkich fabrykantów, takich jak Izrael Poznański, Karol Scheibler czy Ludwik Geyer – uchodzących dziś za wzór polskiej przedsiębiorczości i pracowitości – bogacili się kosztem miejskiej biedoty, w tym licznych dzieci zmuszanych do niewolniczej pracy. Mało się dziś o tym wspomina i jeszcze mniej pisze na ten temat książek. Czy Katarzyna Nowak to zmieni? Czas pokaże. Dzieci pozbawione swojego dzieciństwa w imię postępu na pewno zasługują na to, by o nich wspomnieć. I pamiętać…
Katarzyna Nowak
„Dzieci rewolucji przemysłowej”
ISBN: 978-83-240-5716-0
Liczba stron: 304
Okładka: Twarda
Wymiary: 165x235 mm
Ciekawa recenzja książki, z chęcią przeczytam :)
OdpowiedzUsuńKsiążka, którą warto przeczytać.
OdpowiedzUsuń